Z uśmiechem na
ustach weszłam do domu, rzucając przy tym torbę w kąt przedpokoju. Z racji
panującej ciszy uznałam, że Nymeria musiała spać na górze. W innym przypadku
zostałabym zaatakowana przez wielką, brązową kulkę nieokiełznanej energii już
na wejściu. Zaśmiałam się pod nosem i odwiesiłam na wieszak kurtkę.
Może i widok
samochodu Hiro nie był tym, co chciałam zobaczyć na dzień dobry po powrocie,
ale za nic nie potrafiłam pozbyć się dobrego humoru. Wyszczerzona jak idiotka
weszłam w głąb domu, mając zamiar ruszyć prosto do lodówki, ale momentalnie się
zatrzymałam, gdy przy kuchennym blacie zobaczyłam swojego brata, odwróconego do
mnie tyłem. Mina mi zrzedła na myśl o konfrontacji z nim, a jeszcze mniej mi się
to spodobało, gdy uświadomiłam sobie, że widział mnie z Uchihą przez duże okna
w salonie. Świetnie, po prostu, kurwa, świetnie.
Z niemrawą miną
i sknoconym w dosłownie pięć sekund humorem, ruszyłam do kuchni. Przeszłam obok
brata i jak gdyby nigdy nic, wyciągnęłam z lodówki pepsi. Z szafki obok porwałam
paczkę chipsów i odwróciłam się na pięcie, z zamiarem wyjścia, ale wtedy
spojrzałam na Hiro.
Siedział przy
wyspie z tym swoim przeszywającym wzrokiem, utkwionym we mnie i szklaneczką
czystej w ręce. Jak zwykle po robocie zresztą. Spojrzałam na niego w dokładnie
taki sam sposób, jednocześnie szukając możliwej drogi ucieczki. Średnio widziało
mi się z nim rozmawiać.
— Absolutnie
nic — wymamrotał cicho, po czym pociągnął większego łyka, nadal nie spuszczając
ze mnie oczu. Zmrużyłam swoje, prychnęłam pod nosem i ruszyłam w stronę schodów,
ale wtedy Hiro z hukiem odstawił na blat szklankę. Odwróciłam się za siebie,
napotykając zimne, piwne oczy.
— Znowu
szlajasz się po mieście z facetami. — Ponury głos rozbrzmiał w pomieszczeniu, a
mnie nagle odechciało się dosłownie wszystkiego. — I to jeszcze z Uchihą.
— O ile dobrze
pamiętam, nie jestem twoim pierdolonym problemem — warknęłam, zaciskając palce
na butelce. — To, co się ze mną dzieje, nie powinno cię obchodzić.
— Czy
powiedziałem, że mnie to obchodzi? — Dobra, auć. Może i się przyzwyczaiłam, ale
bez przesady. Ze stali nie byłam, a to był mój brat. Brat-skurwiel. — Ale jakby
nie patrzeć, ludzie gadają i nie widzi mi się kolejny raz przeżywać twojej
depresji.
— Nie wtrącaj
nosa w nie swoje sprawy, Hiro. — Zmrużyłam gniewnie powieki. — Będę robić, co
mi się żywnie podoba. Nie twoja broszka rządzić moim życiem.
— Nie pyskuj
smarkulo, bo...
— Bo, co mi do
cholery zrobisz? — wycedziłam. — Uderzysz? Myślisz, że to ci pomoże? Czy to ci
kiedykolwiek pomogło? Nie wydaje mi się, więc z łaski swojej, racz zamknąć gębę
na cztery spusty w mojej obecności i używać mózgu.
Kilkoma susami
znalazł się przy mnie i zacisnął rękę na mojej szyi, jednocześnie przygważdżając
mnie do ściany. Przybliżył twarz do mojej i spojrzał mi prosto w oczy.
— Będę robił,
co będę chciał, a ty zacznij się zastanawiać z kim próbujesz toczyć wojnę, głupia
siostrzyczko. — Mówił to z jadem w głosie, coraz mocniej zaciskając rękę. — Nie
masz szans na wygraną.
Puścił mnie i
po chwili zniknął za drzwiami przedpokoju, dzięki czemu mogłam zaczerpnąć
powietrza. Minutę później odezwał się silnik, a ja odetchnęłam ciężko, próbując
przywrócić oddech do normy. Kucnęłam i odłożyłam, co miałam w rękach, opierając
je na podłodze. Najgorsze było to, że mogłam w spokoju przypierdolić tą cholerną
butelką w jego pusty łeb i uciec do... Właściwie dokąd? Sąsiadów? Pani Mashimy?
Staruszka Kizashiego? Nie, u tej dwójki nie miałam co szukać pomocy. Może i
mnie lubili, ale żadne z nich nie stanęłoby mojemu bratu na drodze. A może miałam
uciekać do Uchihy? Prychnęłam, porywając z podłogi prowiant i ruszyłam do
swojego pokoju. Ten dupek może i był silniejszy, ale po pierwsze – nic by nie
zrobił, bo i po cholerę miałby się za mną wstawiać i po drugie – nie miałabym
po co wracać do domu, a Nymeria mogłaby skończyć źle.
Nie wiedziałam,
co się z nim działo, ale wyraźnie to coś odreagowywał na mnie. Jeśli się
tak dobrze zastanowić, to Hiro przekraczał od dłuższego czasu granice, ale
tylko w słowach. Zaklęłam siarczyście pod nosem, rozmasowując szyję. To był
pierwszy raz od ponad roku, gdy zaatakował mnie tak agresywnie. Nienawidził
Uchihy, a widok nas razem, musiał dać mu do wiwatu. Ten zidiociały palant musiał
się wkurzyć i oczywiście to mi się oberwało. Kolejny znak, że nazwisko Uchiha
nie znaczyło nic dobrego. Tego stwierdzenia trzymałam się zawsze i nadal
powinnam. Jeden głupi dzień niczego nie zmieniał. Uchiha na zawsze pozostanie
Uchihą.
*
Około dwudziestej stanęłam przed starą
kamienicą, w której piwnicach znajdował się jeden z niewielu istniejących w tym
miasteczku klubów. Weszłam po nadgryzionych zębem czasu, betonowych schodach i
przywitałam się z Ito, wysokim, napakowanym gościem, robiącym tu za bramkarza.
Brunet skinął mi głową i otworzył drzwi, więc ruszyłam słabo oświetlonym
korytarzem w głąb budynku, by zejść w dół schodami. Już na górze usłyszałam
dobrze mi znany riff gitarowy i nie mogłam powstrzymać głupiego uśmieszku. W końcu
Naruto nie przeżyłby choćby jednej swojej zmiany przy konsoli, bez puszczenia
tej piosenki. Schodziłam więc do sali przy dźwiękach „Paradise City”,
przygotowując się mentalnie na krótką wojnę z Kenjim. Spóźniłam się dobre pół
godziny i ten kretyn na pewno nie miał zamiaru zostawić tego bez słowa.
Gdy już znalazłam
się w barze, gdzie Uzumaki za konsoletą podśpiewywał sobie refren piosenki Gunsów,
a mały tłum podrygiwał na parkiecie, rozejrzałam się, zauważając kilku
znajomych przy barze. Pomachałam do nich, puszczając przy okazji oczko Bee,
barmanowi, który chyba już z milion razy próbował wygrać ze mną w pokera. Próbował.
Gdy przeniosłam wzrok na stoliki ustawione pod przeciwległą ścianą, od razu
rzuciły mi się w oczy te szare kłaki i ich właściciel, jak zwykle z papierosem
w tej parszywej gębie. Nie, żebym miała cos przeciwko. Żadna ze mnie
hipokrytka. Szare tęczówki nagle spojrzały wprost na mnie i już wiedziałam, że
będzie miał problem. Przez to irytujące spojrzenie, dopiero po chwili zakodowałam,
że nie jest sam. Przewróciłam oczami na widok dwójki siedzących z nim blondynów.
Yumi i Dei, jak zwykle nierozłączni. Z uśmiechem na twarzy zaczęłam przedzierać
się w ich stronę. Nawet brat nie mógł mi popsuć humoru, więc trucie dupy w
wykonaniu Kenjiego to był pikuś.
— Co tam
popaprańcu? — Usiadłam obok niego, zarzucając mu rękę na szyję i przyciskając
jego twarz do stołu. Papieros mało co nie wypadł mu z gęby, ale zreflektował się
w porę, skubany. — Czego krzywisz mordę? Myślałam, że się za mną stęskniłeś.
— Jasne —
prychnął, mimo to szczerząc zęby w uśmiechu. — Już dawno nie dostałaś ode mnie
pod dupie, demonie.
— Za co niby
tym razem?
— Tak dla
zasady. — W jednej chwili zamieniliśmy się miejscami i to ja zostałam przyciśnięta
twarzą do blatu. Sprytna bestia.
— Wiesz, że jeśli
dotkniesz mojego tyłka, żywy stąd nie wyjdziesz, prawda? — Spojrzałam na niego
ostrzegawczo kątem oka. Kenji tylko pokiwał głową, uśmiechając się pod nosem i
puścił mnie, opierając się wygodnie o drewnianą ławę. Tęskniłam za tym
frajerem.
— Zaczynam się
zastanawiać, czy w ogóle przyznawać się do znajomości z wami — mruknął Dei,
przerzucając wzrok to na niego, to na mnie.
— Oj nie marudź,
Kita. — Wyszczerzyłam się, opierając stopy o deskę łączącą nogi stolika. —
Przynajmniej alkohol masz tu za darmo.
— Fakt. Zawsze
to jakiś plus — prychnął blondyn z uśmiechem, za to Yumi dosłownie mordowała
mnie wzrokiem. Eeee, ups?
— Miałaś nie
namawiać go do chlania. — Wyłożyła się na blacie, patrząc na mnie spod byka. —
Zabiję cię kiedyś.
— Też cię
kocham. — Puściłam jej oczko i pomachałam do Saia, kiedy przechodził niedaleko
z tacą. — Cztery piwa, Shimura!
— Po wyścigach,
dzieciaku! — odkrzyknął, zanim w ogóle raczył ruszyć dupę do naszego stolika.
— Są dzisiaj wyścigi?
— Wwierciłam wzrok w Kenjiego.
— A myślałaś, że
dlaczego na tym stole nie ma procentów? — parsknął, wrzucając peta do
popielniczki. — Za godzinę mamy rajd, diablico.
— Nie mogłeś
tak od razu? — wymruczałam, kładąc głowę na zgiętych kolanach. — Godzina bez
choćby jednego piwa? Łamiesz mi serce ruska mendo.
— Ej, ej, ej.
Tylko nie ruska. — Zmrużył powieki. — Mam dość tych popierdoleńców na dzisiaj.
— Robota? —Yumi
skrzyżowała ręce pod brodą, nadal nie podnosząc się z blatu.
— Tsa, mam dość.
— Uderzył czołem o blat stolika, zwieszając luźno ręce. — Nigdy więcej nie jadę
załatwiać czegokolwiek w porcie Hayazaki. Następnym razem poślę tam Hiro. On
przynajmniej gada po angielsku i rosyjsku jak ty. — Trącił moje ramię pięścią,
po czym podniósł się do siadu. — Ten palant by się z nimi dogadał.
— Tak właściwie,
to co Hiro załatwiał całą noc? — burknęłam, patrząc podejrzliwie na
przyjaciela. — Kiedy wróciłam do domu, nie wydawał się zbyt szczęśliwy.
— Znowu coś odwalił?
— Marudził, że
rozmawiałam z Uchihą — wymamrotałam, zanim ugryzłam się w język, więc uderzyłam
głową o swoje kolana. A dlaczego?
— Gadałaś z
Itachim?! — A kurwa, dlatego. Westchnęłam ciężko i podniosłam wzrok. Yumi i Dei
wpatrywali się we mnie jakbym była jakąś zjawą, z mózgiem wylewającym się przez
uszy.
— No i co? —
warknęłam, mordując ich wzrokiem.
— Jak to, co? —
Blondyn skrzyżował ręce na piersi i uśmiechnął się tak przebiegle, że wiedziałam,
iż za chwilę będę miała przemożną ochotę przywalić w jego parszywą mordkę.
Jednak zanim zdążył cokolwiek wykrztusić, mój kochany chochlik zdążył zasłonić
mu usta ręką.
— Jak chcesz
pożyć, siedź cicho — mruknęła, zerkając na mnie znad ramienia.
— Mądre posunięcie,
Yumi. — Pokiwałam głową z politowaniem. — A zmieniając temat. Nie wiesz, kiedy
mój cholerny braciszek przestanie zgrywać bosa mafii i ogarnie dupę zanim
wpakuje się w jakiś konflikt z tymi rosyjskimi kurwikami?
— A co ja? —
warknął Kenji, mrużąc na mnie oczy. — Jego niańka? Ten skurwiel nie wie kiedy
skończyć. Prędzej da się wkręcić w handel ludźmi, niż da sobie przemówić do
rozumu.
— Tak myślałam.
— Westchnęłam ciężko. — Ten idiota naprawdę zostawił mózg w Stanach. Chociaż
tam też niewiele go używał.
— Nie wiem, co
mu odpierdala, ale ostatnio zrobił się agresywny. — Deidara skrzyżował ręce na
piersi, marszcząc przy tym brwi. Pochylił głowę, przez co te blond kłaki
praktycznie uniemożliwiły mi widoczność na jego twarz. — Znaczy bardziej niż
zwykle. Miał ostatnio po treningu problem do Skorpiona, a kiedy Itachi kazał mu
zawrzeć dupę, doskoczył do niego i o mało nie rozwalił jego głowy o umywalkę.
Gdyby Łasica nie zareagował dość szybko pewnie skończyłby z pakietem szwów.
— Zareagował? —
Uniosłam brwi, wyobrażając sobie w jaki sposób mógł zareagować. Jakby nie
patrzeć, nie widziałam żadnych sińców na twarzy Hiro.
— Zasadził mu
cios w brzuch, a Kisame go odciągnął i razem wywalili go z szatni.
— To dlatego
tak zareagował — wymruczałam do siebie, przypominając sobie jego zachowanie.
Teraz rozumiałam, dlaczego tak się wściekł. Dostał po dupie i chciał odreagować,
a wychodzi na to, że w robocie nie miał jak. No i padło na mnie.
— Na co
zareagował? — Cholera jasna. Zapomniałam, że Kenji nie przepuści mi ani słowa.
— Widział, jak
wracałam z tym palantem ze szkoły i no cóż, odreagował. — Wzruszyłam ramionami,
nie do końca obecna duchem przy stole.
— Odreagował?!
— Podskoczyłam na siedzeniu, gdy cała trójka wydarła się patrząc na mnie z
przestrachem. Ktoś mi może wyjaśnić, jakim cudem aż tak dobrze się zgrali?!
— Nic mi nie
zrobił, okej? Tylko lekko poddusił.
— To nazywasz
niczym? — Yumi prychnęła pod nosem, wwiercają we mnie oczy. — Zaatakował cię, a
ty stwierdzasz, że nic się nie stało?
— Dobrze
wiesz, że robił gorsze rzeczy. — Powiedziałam to ostrzej niż zamierzałam, ale
najwyraźniej poskutkowało, bo Sasaki tylko przewróciła oczami, opierając się na
powrót o ławę. — Nie ważne. Możemy zmienić temat? Jakoś nie widzi mi się gadać
o tym cholernym idiocie.
— Jeszcze do
tego wrócimy, Yorumi. — Kenji zmierzył mnie surowym spojrzeniem, ale już więcej
nie pisnął na ten temat słowa, za co byłam mu wdzięczna. Nie miałam ochoty
rozgrzebywać problemów emocjonalnych mojego brata.
***
Tęskniłam. Ryk
silników, zapach benzyny, pełno ludzi i te piekielne maszyny. Na parkingu za
kamienicą, w której znajdował się klub, raz na ruski rok, czyli o wiele za
rzadko na moje, organizowane były krótkie wyścigi. Raz samochody, raz motory.
Zależy jaki kaprys miała ta cholerna dwójka, zarządzająca imprezą. Naruto i
Sai, którzy zbierali właśnie zakłady obok linii startu, byli zapalonymi rajdowcami.
Już za dzieciaka ścigali się wszystkim, co dostało się w ich łapy, w tym raz
udało im się podwędzić auto ojca Naruto. Do teraz nie miałam pojęcia, jakim
cudem przeżyli wypadek, który spowodowali, a później napad szału Kushiny. Na
swoje nieszczęście prowadziłam się wtedy z tymi ułomami, więc i mi się oberwało.
Od tamtej pory unikałam wszystkiego, co mogło sprowadzić na mnie gniew matki
Uzumakiego. Ta kobieta potrafiła zmienić się w demona w przeciągu chwili.
Rozejrzałam się
po ludziach, z zadowoleniem zauważając brak braci Uchiha. Miałam na dzisiaj
serdecznie dość rewelacji z nimi związanych, a o wiele łatwiej unikało się kogoś,
kogo się nie widziało. Dobra moja, że i Hiro gdzieś się zawieruszył. Kolejny kłopot
mniej.
— Oddawaj żelki
albo nie ręczę za siebie! — Odwróciłam się do przyjaciół, na dźwięk głosu Yumi
i zaraz parsknęłam śmiechem. Deidara właśnie unosił nad głową paczkę żelków
misiów, a chochlik próbował bezskutecznie do nich doskoczyć.
— Ani mi się śni.
— Iwasaki uśmiechnął się wrednie i spałaszował kolejnego misia, co skutkowało
fochem Yumi.
Wywróciłam
oczami i podeszłam do swojego motoru, który kurzył się od trzech miesięcy w
garażu, a który oczywiście jakimś cudem z niego zniknął, znając życie za sprawą
Kenjiego i jego zapasowych kluczy. Wsiadłam na maszynę. Zdecydowanie za długo
tego nie robiłam. Podjechałam na linię startu i cierpliwie zaczekałam na
Kenjiego. Kiedy Yumi wyszła na ulicę, skupiłam wzrok na jej rękach, by równo z
ich opuszczeniem ruszyć, wciskając gaz do dechy.
***
Ktoś mógł mi
wyjaśnić, co mnie pokusiło, żeby tu przyjść? Nie lubiłem domówek. Typowa
szczeniacka impreza, specjalność Inuzuki. Pełno ludzi, których nie znam, masa
imprezowiczów kończyła zarzygana gdzieś w krzakach na tyłach ogrodu, a co piąta
panienka próbowała mnie zaciągną na górę, do byle którego wolnego pokoju. Choćby
był to pierdolony kibel. A jednak, byłem tam. Siedziałem na kanapie w salonie
Inuzuki, z drinkiem w ręce i starałem się zachować pozory. Dlaczego? Sam nie
wierzyłem, że to prawda, ale byłem tam tylko dlatego, że Nateko też miała tam
przyjechać po wyścigach w Devil.
Około
dwudziestej pierwszej przy wejściu zrobił się hałas, po czym do środka wtłoczyło
się kilka osób. Wśród nich zauważyłem Uchodźcę, Deia, Sasaki i tego cholernego
gościa z Panter. Yoshida mnie nie lubił, zresztą z wzajemnością i mógłbym
przysiąc, że nie raz miał ochotę mnie zatłuc.
— No Yoru,
nooooo — jęczał Nateko nad uchem dźgając ją w ramię. — Przestań się boczyć.
Przecież nic takiego się nie stało.
— Dałeś mi
wygrać, kretynie — warknęła, gromiąc go spojrzeniem. — To się stało.
— Oj no
przestań — marudził dalej. To wyglądałoby dosyć komicznie, gdyby robił to ktoś
inny. Nie trawiłem Yoshidy i tej jego mini mafii. Do teraz nie rozumiałem,
dlaczego Sasuke się w to zamieszał.
Uchodźca,
razem z całą paczką ruszył w stronę barku, gdzie zauważyłem kilku innych członków
Panter. Yorumi przyjaźniła się z Kenjim i całym tym gangiem od kiedy tylko pamiętałem.
Wyglądali jak jedna wielka, popieprzona na maksa rodzinka, z nią samą na czele.
Po tym jak przywitali się z wszystkimi, chwilę porozmawiali, po czym zdzieliła
Yoshide w tył głowy, ruszyła w kierunku kuchni, co również oznaczało przejście
tuż obok naszej kanapy. Kenji powlókł się tuż za nią, mamrotając coś pod
nosem, ze wzrokiem pełnym pretensji, utkwionym w jej plecach.
— A ze mną to
już się nie przywitasz? — Inuzuka wstał, kiedy Nateko się zbliżyła. Zatrzymała
się na dźwięk jego głosu i odwróciła w naszą stronę, po czym podeszła do
szatyna i przybiła mu piątkę.
— Co tam, Kieł?
— Wyszczerzyła się do niego, krzyżując przy tym ręce na piersiach. — Całkiem
niezła ta twoja impreza
— Jak zwykle. —
Zaśmiał się, szczerząc przy tym równiutkie zęby. Yorumi również się uśmiechnęła.
Jednak mina zaraz jej zrzedła, gdy jej wzrok wylądował na mnie. Stanęła w
bezruchu, wpatrując się we mnie, jakbym był jakimś potworem z bagien.
— Co on tu
robi? — Wskazała na mnie, kierując to pytanie do Inuzuki, po czym nie czekając
na odpowiedź, skierowała na mnie oczy. — Jaka cholera cię tu przygnała? Ty nie
lubisz takich imprez.
— Może się
nawracam? — zasugerowałem, patrząc jak niedowierzanie wypełnia jej oczy. —
Czasem trzeba wyjść do ludzi.
— Nie rozśmieszaj
mnie, Uchiha — parsknęła. — Ty nie opuszczasz swojej pieczary, jeśli nie
musisz, a te zdziry i tak wchodzą tam same.
— Zazdrościsz
im? — Bezczelny uśmiech wypłynął na moją twarz, za to na jej czole pojawiły się
bruzdy, gdy zmarszczyła brwi.
— Ile razy mam
powtarzać, że twoją wykałaczką, to można co najwyżej wydłubać kawałek mięsa
spomiędzy zębów?
— Próbowałaś? —
Hidan wyszczerzył się do dziewczyny.
— Nie trzeba
próbować. — Posłała mu chłodne spojrzenie. — Wystarczy otworzyć okno.
— Yoru, odpuść.
— Yoshida wciął się ni stąd ni zowąd, jakby nagle budząc się z letargu. Z tym
gościem było coś serio nie tak.
Dziewczyna
wywróciła oczami, ale kiwnęła Kibie głową i zaraz zniknęła za drzwiami
prowizorycznej palarni. Po kilku minutach zobaczyłem, jak z kwaśną miną wraca
do salonu i kieruje się do barku, tym razem okrążając naszą kanapę jak największym
łukiem. Zaraz po szybkim drinku zaciągnęła Yoshide na parkiet, gdzie od początku
Sasaki rozbijała się z Kitą. No proszę, a mógłbym przysiąc, że Dei nie cierpi
tańczyć. Nie wiedziałem ile tak ją obserwowałem, zanim Inuzuka ściągnął na
siebie moja uwagę.
— Niezła z
niej laska. — Skierowałem na niego wzrok i w tamtej chwili mógłbym przysiąc, że
Kiba wgapiał się w tyłek Nateko tak, jak Akamaru patrzył na kawałek mięsa.
— Nie radzę —
mruknąłem, obserwując, jak dziewczyna czmycha przed rękami Yumiko i idzie do
kuchni. No tak, znowu papieros. — Prawdopodobnie zginiesz na miejscu zanim zdążysz
się odezwać.
— Spróbować
nie zaszkodzi — stwierdził, po czym skrzyżował ręce za głową, uśmiechając się półgębkiem.
— Jak nie ta, to inna. W sumie wybór mam duży.
Puścił do mnie
oko, po czym ruszył swój leniwy tyłek, kierując się do bufetu.
*
Po dobrej
godzinie obserwacji, musiałem przyznać, że Nateko miała mocną głowę. Piła
drinka za drinkiem, a najwyraźniej trzymała się lepiej od Yoshidy, z którym właśnie
tańczyła. Kenji praktycznie się na niej wieszał, ale nie byłem pewien, czy za
sprawą alkoholu. Nie widziałem za często w jego rękach szklanki, co nieco mi śmierdziało,
jednak nie miałem czasu się nad tym głębiej zastanowić. Uchodźca nie wychodził
z roli i właśnie odkleił się od swojego przyjaciela, czmychając do kuchni.
Znowu. Czwarty raz w ciągu godziny. Od kiedy ona była uzależniona? To kolejne
pytanie, które nie chciało przestać mnie dręczyć. Podniosłem się na nogi i
ruszyłem za nią.
Gdy wszedłem
do pomieszczenia, była w nim sama. Siedziała na wyspie kuchennej z papierosem w
jednej ręce i szklanką whisky w drugiej. Wlepiła we mnie spojrzenie, po czym
wywróciła oczami.
— Dlaczego się
tego spodziewałam? — mruknęła obserwując unoszący się dym. Prychnąłem pod nosem
i domknąłem drzwi.
— Kobiecy
instynkt? — Podszedłem do niej i oparłem się plecami o blat, zawieszając wzrok
na szarych kłębach. — Albo masz na mnie alergie.
— To drugie,
więc z łaski swojej, idź sobie — wymamrotała, podpierając głowę na ręce. Oho,
czyżbym za szybko ją pochwalił? — Nie chce dostać ataku.
— Gdyby to było
takie proste, Nateko. — Pokręciłem głową z rozbawieniem, które ogarnęło mnie na
dźwięk jej lekko podpitego głosu.
Spojrzałem
przez ramię w jej oczy, po czym skierowałem spojrzenie na blat. Zrozumiała
aluzję i o dziwo, zrobiła mi miejsce. Nieco zaskoczony, usiadłem obok niej, łapiąc
w rękę pełną butelkę whisky. Pokiwałem alkoholem w jej kierunku, więc podstawiła
mi pod nos prawie pustą szklankę. W pomieszczeniu było słychać tylko muzykę z
pokoju obok i stukanie szkła o blaty. Uchodźca podał mi paczkę z fajkami, co było
kolejnym niezrozumiałym zachowaniem, które zrzuciłem na karb procentów. Poczęstowałem
się, więc rzuciła mi zapalniczkę.
— Dlaczego nie
jest? — Rzuciła mi zaciekawione spojrzenie, co nieco mnie rozbawiło. Ta jej
szczerość i niemal dziecięcy, wyczekujący wzrok. To było rozbrajające. Musiałem
pamiętać o alkoholu, jeśli chciałem się z nią jeszcze dogadać w przyszłości.
— Uwierzysz, jeśli
powiem, że jesteś interesującą osobą? — Zmarszczyła na chwilę brwi, by zaraz
roześmiać się cicho pod nosem i przewrócić oczami.
— Co, jak co
Uchiha, ale chyba procenty ci zaszkodziły. Albo jesteś kosmitą. — Wyrzuciła
resztki spalonego peta, zaraz wyciągając z paczki kolejnego. — Nie jestem
interesującą osobą. Na pewno nie dla ciebie.
— Dlaczego tak
sądzisz? — Chciałem zobaczyć, jak dużo mogę od niej wyciągnąć. Uchodźca był
tego dnia nad wyraz rozmowny.
— Bo tak jest,
kretynie. — Wygrzebała w końcu zapalniczkę ze spodni, do kieszeni których
wrzuciła ją niespełna minutę temu i przyciągnęła nogi do siebie. Położyła głowę
na kolanach, kierując twarz w moją stronę. — Kiedy patrzy się z boku, nie ma we
mnie nic ciekawego. Jestem raczej przeciętną nastolatką. Po prostu wyglądam
trochę straszniej od tych wymalowanych ciź, które biegają za tobą po całym mieście.
Nie widzę sensu w twoim zainteresowaniu.
— Twierdzisz, że
w ogóle cię nie znam? — Uniosłem brwi, wlepiając wzrok w brązowe tęczówki.
Dziewczyna uśmiechnęła się, odwracając głowę. Oparła brodę na kolanach i napiła
się.
— Tak, właśnie
tak twierdzę. — W jej głosie dało się słyszeć nutę goryczy. Oho, wracała stara
Nateko? — Nie znasz mnie, Itachi. Nie próbuj zaprzeczać. To co wiesz, jest tym,
co chce ci pokazać. Niczym więcej
— Może tak
jest. — Przyznałem po dłuższej chwili milczenia. — A może tylko ci się wydaje, że
masz nad wszystkim kontrolę? Myślałaś o tym kiedyś?
I po raz
kolejny Uchodźca zaskoczył mnie swoją reakcją. Wzdrygnęła się na moje słowa, po
czym zamarła na moment przymykając oczy. Nie miałem pojęcia, co takiego
powiedziałem, ale wyglądało to tak, jakbym nagle jej o czymś przypomniał. O
czymś niekoniecznie przyjemnym.
Po najwyżej pięciu
minutach słuchania jej płytkich oddechów, zakłócanych jedynie muzyką z salonu,
Nateko podniosła na mnie chłodny wzrok.
— Wiesz... —
zagaiła stanowczym tonem. — Nie ogarniam cię. Nie rozumiem, o co ci chodzi.
Czego ty tak właściwie ode mnie chcesz? Powiedz mi, co ja ci takiego zrobiłam?
Dlaczego, do cholery musisz być Uchiha i przypominać mi tym, że każdy
pierdolony dzień mojego życia jest piekłem? — Na moment zastygłem w bezruchu,
zastanawiając się, czy aby na pewno się nie przesłyszałem. Jednak po chwili
Nateko roześmiała się gorzko pod nosem i zsunęła z blatu. — Po co ja w ogóle
pytam? Przecież wielki pan Uchiha nie będzie się tłumaczył przed takim
pieprzonym szaraczkiem.
— O co ci
chodzi? — wymamrotałem, gdy zgasiła peta w popielniczce, co skutkowało
wlepieniem jej brązowych tęczówek w moje oczy.
— O to,
Uchiha, że mam przez twoje nazwisko same problemy — warknęła nagle, jakby próbowała
powstrzymać gniew i odwróciła się z zamiarem wyjścia.
Przewróciłem
oczami również zsuwając się na podłogę i w ostatniej chwili złapałem za jej
nadgarstek. Przyciągnąłem ją do siebie i przyparłem do ściany, wpatrując się w
te cholernie intrygujące, brązowe tęczówki. Uchodźca zdawał się być
zdezorientowany, jednak to był moment, zanim w jej oczach zabłyszczał cynizm.
— I co teraz,
Itachi? Uderzysz mnie?
— Powaliło cię
już do końca? — warknąłem, zirytowany uśmieszkiem, który wypłynął na jej twarz.
— Nateko, co z tobą jest do cholery nie tak?
— Nic do kurwy
nędzy jasnej! — Uderzyła małą piąstką w mój tors, próbując mi się wyszarpnąć. —
Na cholerę tak bardzo dociekasz powodów!? Nie są ci do niczego potrzebne!
— Bo mnie
dotyczą! — W tym samym momencie pożałowałem podniesienia głosu. Jej furia i
pewność siebie wyparowały jakby za pstryknięciem palców. W jej oczach zagościło
zrezygnowanie i rozgoryczenie.
— Tak, jasne —
wyszeptała głosem, który przyprawił mnie o dreszcze. — To zawsze jest twoja
sprawa. W końcu to twoja popierdolona rodzinka przyczyniła się do spieprzenia
mi życia.
— O czym ty mówisz?
— Popatrzyłem na nią nieco zdezorientowany, jednak ona tylko parsknęła pod
nosem i pokiwała zrezygnowana głową.
— Zapytaj
wuja.
— Pytam
ciebie. — Zmarszczyłam brwi, łapiąc w palce jej podbródek i zmusiłem ją by
spojrzała mi prosto w oczy. — Co Obito ma z tym wspólnego?
— Obito? — Na
chwilę rozwarła szeroko oczy, by zaraz je przymknąć i roześmiać się, jakbym był
nie kapującym niczego przedszkolakiem. — Oj, Uchiha. Kto jak kto, ale Obito
jest chyba jedyną szczerą osobą w tej rodzinie.
Otworzyłem
szeroko oczy, zaciskając przy tym mocniej dłoń na jej nadgarstku, bo nie mogłem
uwierzyć, że chodziło o Madare. Dotarły do mnie wtedy dwa fakty. Pierwszy,
Madara przez jakiś czas pracował jako prokurator w Stanach. Akurat wtedy, kiedy
Akihiro nawalił i wylądował w sądzie. Drugi, nie przywidziało mi się, gdy trzy
lata temu na biurku wuja widziałem jej nazwisko w aktach. O co tu do cholery szło?
— Uchiha, do
cholery jasnej! — Nateko krzyknęła, próbując wyszarpać rękę i przywołując mnie
tym samym do rzeczywistości. — To boli, kretynie pieprzony!
Jak oparzony
puściłem jej rękę. Dziewczyna prychnęła, rozmasowując skórę pod masą
bransoletek. Zmrużyłem powieki, kiedy naciągnęła je z powrotem widząc, że na to
patrzę.
— Co to było? —
Zagrodziłem jej drogę ucieczki rękami, kiedy spróbowała wycofać się do salonu.
— Nie twój
zakichany interes, dupku — warknęła, posyłając mi mordercze spojrzenie. Zjechałem
wzrokiem na jej rękę i złapałem jej dłoń. Nie przewidziało mi się, inaczej nie
zareagowałaby tak agresywnie. Ponownie spróbowała się wyszarpnąć, ale na próżno.
Zacząłem powoli odsuwać bransoletki. — Przestań! Itachi, do cholery! Proszę cię
pierwszy i ostatni raz w życiu, przestań.
Zdziwiony tym
niemal błagalnym tonem, uniosłem wzrok. Zamurowało mnie, kiedy zobaczyłem łzy w
jej oczach. Ręka samoistnie zatrzymała się w miejscu. Patrzyła na mnie jak
zbity pies, z przerażeniem obserwując moje reakcje. Zrozumiałem, że posunąłem
się za daleko. Wypuściłem jej nadgarstek i cofnąłem się o krok. Nateko nie
spuszczała ze mnie oczu, obserwując każdy mój ruch. Już otwierałem usta, czując
jakiś dziwny nacisk, żeby ją przeprosić, kiedy drzwi gwałtownie się otworzyły,
a w nich stanął nie kto inny, jak Yoshida. Prychnąłem. Oczywiście, że to musiał
być Kenji. Kto wbiegałby do kuchni z takim obłędem w oczach?
— Co tu się
dzieje? — Zmrużył przytomne oczy, próbując zamordować mnie wzrokiem. No proszę,
czyli rzeczywiście udawał.
— Nie twój
interes, Pantero. — Skrzyżowałem ręce na piersi, obserwując jak w jego oczach
pojawia się furia.
— Yoru? — Nie
spuszczał ze mnie wzroku, w przeciwieństwie do Uchodźcy. Ona za wszelką cenę
unikała patrzenia na mnie.
— Nic — warknęła,
próbując go wyminąć.
— A ty dokąd? —
Złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie, zatrzymując w żelaznym uścisku. — Co
się stało? Co on ci zrobił?
— Jak mówi, że
nic, znaczy, że to nie twój interes, Yoshida — odezwałem się, kiedy Nateko
przez dłuższą chwilę nie kwapiła się odpowiedzieć.
— Nie ciebie
pytałem, Uchiha — syknął, nadal nie odrywając ode mnie wzroku.
— Kenji, do
cholery! — Yorumi wyrwała mu się zanim zdążyłem otworzyć usta. — Możesz sobie
darować? Nic się do kurwy nędzy nie stało. Nie będę się powtarzać. — Odwróciła
się w moją stronę i wlepiła we mnie rozsierdzone spojrzenie. — A ty przestań się,
do cholery zachowywać jak jakiś dzieciak. Zresztą nie tylko ty. Obaj
zachowujecie się jak jakieś rozpieszczone bachory! — wykrzyczała, czym zaskoczyła
chyba nas obu, po czym warcząc z irytacji pod nosem, ewakuowała się z kuchni.
Patrzyłem
jeszcze dobre dwie minuty w drzwi, za którymi zniknęła, nie bardzo rozumiejąc,
co tu się przed chwilą stało. Procenty zdziałały? A może to moja wina? Tak czy
siak nie miałem czasu na rozkminy życiowe. Yoshida nadal stał tam, gdzie go
zostawiła i teraz kierował całą swoją uwagę na mnie.
Zmarszczył
gniewnie brwi i postąpił dwa kroki do przodu, zatrzymując się kilka centymetrów
ode mnie. Był nieco niższy, raczej tej samej postury. Otworzył usta, po czym
zrezygnował i odetchnął ciężko, przeczesując szare włosy. Przymknął oczy,
widocznie próbując się uspokoić, by zaraz na powrót wlepić swoje szare tęczówki
w moje, czarne.
— Słuchaj,
Uchiha — zaczął powoli, ale stanowczo. Nie zareagowałem, dalej beznamiętnie
wpatrując się w jego twarz. — Nie lubię cię. Ty mnie też nie. Nie chce mieć z
tobą nic wspólnego. Ale, że tak się do kurwy nie dzieje, posłuchaj mnie przez
moment, skurwielu. Najpierw twój popierdolony braciszek, zapatrzony w ciebie,
jak w obrazek, przyłączył się do Panter. Potem Akihiro zaczął łazić nabuzowany
z twojego powodu. Więc mam ci do powiedzenia tylko jedną rzecz i mam nadzieję, że
potraktujesz ją poważnie.
— Mianowicie? —
Uniosłem brew, kiedy podszedł do mnie szybkim krokiem i zacisnął dłonie na
mojej koszulce. Był znany ze swojego wybuchowego charakteru, więc musiałem uważać
na słowa. Nie miałem ochoty wywoływać jakiejś popieprzonej awantury, która nie
miała w tej sytuacji sensu. Przynajmniej nie dla mnie.
— Odpierdol się
raz, a porządnie od Yorumi — wycedził, akcentując dobitnie każde słowo. Jego
oczy ciskały błyskawice. — Twój wujaszek już wystarczająco ją poniżył i
namieszał w jej życiu, zarówno w Japonii, jak i Stanach. Nie potrzeba jej
kolejnego pierdolonego Uchihy do pieprzenia życia. Już wystarczy, że przez
ciebie Hiro zaczął mieć jakieś jebnięte pretensje. Odpierdol się od niej raz, a
porządnie. Inaczej przysięgam, że nie skończy się to dla ciebie za dobrze.
— Czyli mi
grozisz. — Uśmiechnąłem się pod nosem i oparłem tyłem o wyspę, odrywając jego ręce
od czarnego materiału. — Myślisz, że się tego przestraszę?
— Nie grożę
ci. Daję najzwyklejszą radę.
— Nie jesteśmy
przyjaciółmi, żebyś dawał mi rady. I przejrzyj na oczy. Wiecznie nie dasz rady
ukrywać, że coś do niej masz. — Otworzył szeroko oczy, wpatrując się we
mnie z niedowierzaniem. — Błagam cię, Yoshida. Ile już to ukrywasz? Miesiąc?
Dwa? Rok?
— To nie twój
interes. — Przypadł do mnie ponownie, na powrót zaciskając pięści na materiale
mojej koszulki.
— Nie pomyślałeś
może, że właśnie to ją załamie? — Kontynuowałem, chcąc wyprowadzić go z równowagi.
Może Yorumi była chodzącą zagadką, ale z Kenjiego bardzo łatwo było wyciągnąć
kilka faktów już z samej obserwacji. — Może nie znam jej tak dobrze jak ty, ale
nie jestem ślepy ani głupi. Widzę, jak się zachowuje, kiedy za bardzo się zbliżam.
Widzę w jej oczach, że cos jest nie tak. Nie pomyślałeś, że to co robisz, może
ją krzywdzić?
— Co ty możesz
o niej wiedzieć? — warknął, bardziej przybliżając swoją twarz do mojej. Widziałem
w jego oczach, jak bardzo stara się hamować. Widocznie nie tylko ja nie chciałem
wywoływać burdy u Inuzuki.
— Praktycznie
nic. — Przyznałem, co nieco go zdezorientowało. Cofnął się o krok, z pytaniem
malującym się w jasnych oczach. — Wiem tyle, ile widziałem. I z uwagi na to, co
robisz myślę, że mimo to wiem więcej od ciebie.
Yoshida parsknął
nerwowym śmiechem i pokręcił głową cofając się o kolejnych kilka kroków.
— Na prawdę myślisz,
że ją rozszyfrowałeś, bo coś ci się uroiło? — prychnął, kręcą głową w
niedowierzaniu. — Jesteś pojebany, Uchiha. Bardziej niż mi się zdawało.
— Nic mi się
nie uroiło i sam doskonale o tym wiesz. — Upierałem się przy swoim, a widząc
furię w jego oczach, wiedziałem, że miałem rację. — Nie udawaj, że jest
inaczej.
Patrzył na mnie przez chwilę w zupełnym milczeniu, odlatując gdzieś myślami,
po czym ponownie pokręcił głową i wyszedł z kuchni bez słowa, zostawiając mnie
tam samego. Mógł mówić, co chciał, ale zdawał sobie z tego sprawę. Po prostu nie
chciał tego słuchać.Od autorki: Tsaaa, od czego by tu zacząć...
Przepraszam was za to zamieszanie, ale coś w tym rozdziale mi strasznie nie grało, więc poszłam z nim do Yumi i dopiero teraz poprawiłam to, co chciałam. Mam nadzieję, że ta wersja jest choć odrobinę lepsza, bo już na prawdę nie wiem, co jeszcze z tym wszystkim robić. Dajcie znać, jeśli coś nie gra. Krytykę też przyjmę i to chętnie. Czekam na wasze opinie i pozdrawiam cieplutko ;)
Łoo właśnie nadrabiam zaległości i jednym tchem przeczytałam wszystko :) Czekam na ciąg dalszy i zapraszam do mnie na 10 rozdział :* Świetna historia, już mi się podoba :D
OdpowiedzUsuńJej, fajno Cię tu widzieć :D Postaram się w miarę sprawnie pisać i nie zawieść :) I już przeczytane ;D
UsuńZ przykrością muszę przyznać, że już nie bardzo pamiętam co było wcześniej. Główny wątek pamiętam, gorzej z tymi pobocznymi, które oczywiście mają znaczenie. Zastanawia mnie co Itachi trenuje razem z bratem głównej bohaterki. Czy może mowa była o wizycie na siłowni na przykład. A może moja pamięć nie zakodowała tego, a było wcześniej coś podane :) W każdym razie co to za braciszek, co się na siostrę rzuca z pazurami? Oficjalnie mam na niego focha i szczerą nadzieję, że Uchiha na drugi raz tak mu przywali, że się więcej rzucać nie będzie.
OdpowiedzUsuńMadara..... Ten jak się pojawia, to zawsze coś złego zrobi. Na stos z nim!!!!! Co on nabroił? Pewnie kiedyś się dowiemy, ale ile przyjdzie nam na to czekać :/ no cóż, cierpliwa ze mnie bestia zazwyczaj (choć pazurki sobie ostrzę, bo Smoczej dalej nie ma), więc poczekam, a jak się już wyda, to ponownie będę głosować za tym, żeby Madarę wrzucić na stos i zjarać na popiół, a prochy zakopać na cmentarzu, żeby czasem mu się ożywić nie zachciało.
No i nie wiedzieć czemu, łaknę więcej Itachiego. Chyba jakoś mało mi go ostatnio w opowiadaniach, które czytam. W ogóle bardzo mi się podobały opisy, kiedy mieliśmy dostęp do jego myśli i spostrzeżeń. Mój ulubiony fragment: "Pełno ludzi, których nie znam, masa z imprezowiczów kończyła zarzygana gdzieś w krzakach na tyłach ogrodu, a co piąta panienka próbowała mnie zaciągną na górę, do byle którego wolnego pokoju. Choćby był to pierdolony kibel. A jednak, byłem tam. Siedziałem na kanapie w salonie Inuzuki, z drinkiem w ręce i starałem się zachować pozory. Dlaczego? Sam nie wierzę, że to prawda, ale byłem tam tylko dlatego, że Nateko też miała tam przyjechać po wyścigach w Devil."
Kwintesencja imprezy, na której jest jakiś Uchiha. Wiadomo, że nie jedna chciałaby go zaciągnąć na pięterko, a on ma to głęboko w D, bo dziś pojawił się nie dla innych, tylko dla tej jednej, choć sam nie wie dlaczego. Fajnie, że sobie pogadali. Widać, że choć oboje zaprzeczają i oszukują samych siebie, to coś ich do siebie ciągnie i wiadomo, że któregoś dnia, po prostu magnetyzm wygra i złączą się w jedno. Ale mnie poniosło. To na pewno to winko, które popijałam jeszcze chwilę temu :) w każdym razie, mam nadzieję, że piszę składnie. Najwyżej, będziesz się mogła ze mnie pośmiać.
PS. Gdybym była młodsza i znała Itachiego naprawdę, to też bym chciała, aby poszedł ze mną na pięterko :))) Moglibyśmy wtedy razem zagrać w makao :)))
Pozdrawiam, życzę masę weny ukierunkowanej na Smoczą i Małżeństwo, a w między czasie niech się tworzy coś z Itachim ;)
Ann, rany, to chyba najdłuższy z Twoich komentarzy, jaki na oczy widziałam. Mordka tak mi się cieszy, że to praktycznie przeczy prawom fizyki XD
UsuńNo co Itachi może trenować, jak nie koszykówkę. :D
Hmm, przywali mówisz??? Kto wie :)
Oj dowiecie się, dowiecie. I pewnie się Wam to za bardzo nie spodoba :D Ale spokojnie, to dopiero za kilka-kilkanaście solidnych rozdziałów :)
Itachi + pięterko + karty zawsze spoko :D :) XD
Miałaś rację. Pośmiałam się jak nigdy przy czytaniu komentarza :D To winko to chociaż dobre? :)
I pssst, właśnie siedzę i poprawiam drugi rozdział Smoczej, co oznacza, że jednak ruszam swoje leniwe dupsko i mam zamiar poprawić ile dam radę :D No i też, że pierwszy już poprawiony studzi się na Opowieściach :D
Dzięki bardzo za ten komentarz <3 I czekam też na opowiastki u Ciebie ;)
No faktycznie!! Jaki ze mnie łoś! Koszykówka :-) widzisz, jak wspólnymi siłami można sobie wiele przypomnieć. Teraz pamiętam jak Ci pisałam, że koszykówka do Itachiego pasuje najbardziej i ja coś o tym wiem.
UsuńWino śliwkowe najlepsze na świecie, własnoręcznie robione. Klarowne nie jest, ale smak się liczy. To właściwie jedyne wino, jakie lubi mój mężczyzna. Ja za to kocham się w tego typu trunkach.
Ach poprawki. Jak czasem czytam swoje pierwsze twory, to też mam ochotę siąść i napisać jeszcze raz. Jednak trochę szkoda mi czasu. Rozumiem ich sens, jednak szkoda mi, że przez nie wydłuża się czas jaki musi minąć, abyś zabrała się za pisanie dalszej części. Uzbrojenie się w cierpliwość, tylko proszę, nie testuj moich granic.
Co do moich opowiastek, to leżą na półkach w mojej prywatnej bibliotece pamięci i czekają, aż kiedyś je spieszę. Może w to nie uwierzysz, ale jeszcze trochę będą musiały poczekać, bo po napisaniu prawie 20 stron SŻ, jakoś nie mogę się zabrać do pracy.
No to lecę dalej ;-) i do następnego komentarza :-P
:D Domowej roboty najlepsze <3
UsuńSpokojnie, spokojnie, jeszcze trochę. Wróciły mi chęci na Smoczą, więc poprawianie jest w toku (zresztą mam zamiar zaraz usiąść do drugiego rozdziału ;D).
Znam to, miałam tak po ostatnim rozdziale War i nadal mnie lekko trzyma, przez co nie możemy ruszyć z Yumi dalej.
Weny ann, bo z chęcią przeczytam np.Poświęcenie, albo Do Trzech :D