music

sobota, 18 lutego 2017

1.Pieprzony koszykarz

Siedziałam na parapecie w kącie korytarza. Lubiłam to miejsce. Miałam z niego idealny widok na resztę uczniów i wszystko, co się działo, jednocześnie nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. No może poza Kaszalotem, ale akurat jego srogie spojrzenia, mało mnie obchodziły. Mimo wszystko mój ukochany wychowawca nigdy nie próbował mnie stąd ściągać, więc na jego widok wzruszałam jedynie ramionami i wracałam do lektury. Tak spokojnie sobie kontemplując, z Kingiem w ręce spędzałam każdą przerwę, od czasu do czasu rzucając kontrolne spojrzenie znad stronnic książki na zatłoczony korytarz, gdy tłum wydawał się być czymś poruszony. W końcu lepiej ewakuować się przed katastrofą, prawda?
  Po raz kolejny tamtego dnia szepty zaczęły narastać, a ciche piski aż raniły uszy. Naprawdę trudno było uwierzyć, że cała ta napięta atmosfera rodziła się tylko i wyłącznie przez jedną osobę. Zrezygnowana przeniosłam spojrzenie na te puste laski, które siedziały najbliżej mnie. Wytapetowane, w wyzywających strojach i z tymi zalotnymi uśmieszkami wyglądały wręcz przerażająco. Jak można tak się poniżać dla jednego faceta? Te blachary chyba nie miały mózgu. Powędrowałam wzrokiem dalej, gdzie przy drzwiach naszej klasy stała grupka chłopaków. Wszyscy, jak jeden mąż wlepiali nienawistne spojrzenia w osobę, która właśnie pojawiła się na korytarzu. A kto był powodem tych, wręcz czysto zwierzęcych zachowań? Ano nikt inny, jak wielmożny pan Itachi Uchiha. A jakżeby inaczej? Prychnęłam na jego widok.
Cholernie przystojna buźka, czarne oczy czarujące swoją głębią i idealnie wyrzeźbione ciało, na którym opinał się czarny materiał koszulki. Do tego, w nie opuszczającym go tego dnia odcieniu czerni, przetarte spodnie i glany. Bad boy, sportowiec i model w jednym. Po prostu ideał.
Tyle, że miał jedną, zasadniczą wadę, nabytą już podczas procesu produkcji, a mianowicie, był Uchiha. Toteż, skoro jego nazwisko, było nazwiskiem tych pieprzonych snobów, którymi gardziłam, dla mnie ideał pryskał jak bańka mydlana. I niestety musiałam żyć z tą świadomością, codziennie oglądając tę jego zakazaną, a jednocześnie tak przystojną gębę. A próbowałam go unikać, przysięgam. Próbowałam z całych sił, ale cholera jasna. Unikanie go było rzeczą wręcz niemożliwą do dokonania. Nie dość, że skubany chodził ze mną do klasy i mieliśmy treningi w tym samym czasie, to jeszcze poza lekcjami miałam go prawie na wyłączność. Dlaczego? A no do jasnej dlatego, że obracaliśmy się w tym samym środowisku, co oznaczało spotykanie go na imprezach w Devil Paradise w każdy weekend. Chyba tylko jego gęba przewijała mi się tam przed oczami częściej, niż Kenji.
  Ten punkowo-rockowo-metalowy klub był otwarty tylko dla glanokopytnych istot. No dobra, tych w trampkach też wpuszczali. Mniejsza z tym. Na moje nieszczęście, Uchiha miał dobry gust muzyczny, więc jego towarzystwo miałam zapewnione nie tylko w szkole, ale i poza nią. Gdyby tylko te psute lale się o tym dowiedziały, pewnie cały czas byłabym obiektem wszechobecnego mordu wzrokowego. W dodatku, gdyby doszedł do nich fakt, że ten cholerny debil uwielbiał wyprowadzać mnie z równowagi i jak nikt inny, z arogancją godną królobójcy, obserwować moją irytację, chyba już teraz leżałabym na cmentarzu. Bo tak, Uchiha potrafił coś, czego nikt nigdy przed nim nie dokonał. Wkurwiał mnie po całości.
Już miałam wracać do lektury, gdy zauważyłam, że czarne jak noc tęczówki są utkwione w mojej osobie, a ich właściciel uśmiecha się cynicznie. Uchiha wyraźnie kierował się w moją stronę i to, co planował zrobić, na pewno nie zaliczało się do zachować przeze mnie akceptowalnych. Nie omieszkałam podsumować jego postawy prychnięciem i wrócić do książki. Zanim jednak zdążyłam przeczytać choćby głupie trzy zdania, ktoś postanowił brutalnie wyrwać mi ją z ręki. Mówiąc ktoś, miałam na myśli największe ciacho w tej szkole z najpaskudniejszym charakterem istniejącym na tej ziemi.
Zmrużyłam gniewnie powieki i spojrzałam prosto w oczy tego aroganta.
— Oddawaj, Uchiha — warknęłam, posyłając mu przy tym chłodne spojrzenie.
— Bo co? — Uśmiechnął się przebiegle i nachylił w moją stronę. Cholera jasna, zdecydowanie za blisko, palancie. — Zadrapiesz mnie, koteczku?
— Nie nazywaj mnie tak, dupku — syknęłam i spróbowałam sięgnąć po książkę, ale brunet zareagował natychmiast, unosząc rękę tak wysoko, że nie miałam nawet co marzyć o dorwaniu swojego łupu. Mierzyłam do cholery metr sześćdziesiąt dwa i posiadałam krótkie, małe rączki. Jak niby miałam wygrać w tej sytuacji z idiotą, wyższym o jakieś trzydzieści centymetrów? Pieprzony koszykarz.
— Koteczek się zjeżył? — Widziałam błysk satysfakcji w jego oczach. O nie, nie, nie. Tak się Uchiha nie bawimy. Już ja ci dam koteczka. Uśmiechnęłam się słodko, na co brunet zmrużył oczy. Płynnym ruchem zeskoczyłam z parapetu i skrzyżowałam ręce na piersi.
— Wiesz, zazwyczaj męskie dziwki mnie wkurzają. — Puściłam mu oczko, oparłam się plecami o parapet i z miną niewiniątka kontynuowałam. — Nie wiń mnie za to, co robisz po nocach w swoim pokoju.
— Podglądasz mnie? — Itachi zbliżył się o krok, a uśmiech na nowo zagościł na tej jego przystoj... Czekaj, wróć! Obrzydliwej gębie. Tak, właśnie to chciałam powiedzieć. — Nie wiedziałem, że masz zapędy prześladowcze?
— Wiesz, jak to jest, Uchiha. — Przejechałam wzrokiem po jego sylwetce, zatrzymując się w końcu na czarnych oczach. — Trochę trudno zignorować okrzyki typu, „Och, Itachi, nie przejmuj się, że jest taki mały! Rozmiar się przecież nie liczy!”. — Wspominałam już, że właściwie to mieszkamy obok siebie, a okno jego sypialni, wychodzi niefortunnie na okno mojej sypialni? Tsaa, wiem. Życie mnie nie kocha.
Błysk furii, który napawał mnie satysfakcją, szybko ulotnił się z jego oczu, ustępując miejsca temu przebiegłemu, lisiemu czarowi. Zanosiło się na to, że pożałuję tych słów.
— Jestem przekonany, że słyszałaś zupełnie inne odgłosy, kotek — mruknął gardłowo, pochylając się jeszcze bardziej. Cholera jasna, może i był dupkiem, ale za to przystojnym dupkiem.
— Jestem pewna, że słyszałam właśnie te słowa — fuknęłam, próbując zignorować jego intensywne spojrzenie. Ja pierdzielę, te oczy były... Stop. Yorumi, ogarnij się do cholery!
— A ja jestem pewny, że coś innego. — Podszedł o krok bliżej, przez co wolna przestrzeń między nami, zniknęła. Wstrzymałam oddech i rozejrzałam w popłochu po bokach. Cholera, wszyscy się na nas gapili. Było nie prowokować tego idioty. — Ja słyszałem same okrzyki rozkoszy. Mogę ci to nawet udowodnić, kotek. — Wzdrygnęłam się czując jego oddech na policzku.
— Podziękuję — warknęłam, gratulując sobie braku drżenia w głosie. — Jakoś nie widzi mi się obcowanie z wykałaczką.
— Kogo próbujesz okłamać, Nateko? — Ściszył głos na tyle, że tylko ja mogłam to usłyszeć. — Lecisz na mnie i nawet nie próbuj zaprzeczać. Chciałabyś dobrać się do moich spodni.
— Niby skąd te przypuszczenia? — syknęłam, obserwując, jak przybliża się do moich ust.
— Skąd? — Uchiha uśmiechnął się drwiąco. — Całkiem słodko wyglądasz, gdy się rumienisz, koteczku.
Chwilę po tym odsunął się ode mnie gwałtownie i położył książkę na parapecie, obok mojej ręki. Po tym odwrócił się na pięcie i poszedł w swoją stronę. Cholera jasna, znowu to zrobił.
— A i jeszcze jedno, krasnalu! — krzyknął przez ramię. — Zamykaj okna, jak już musisz oglądać po nocy Grę o Tron. Całkiem fajne porno, ale mam swoje na żywo. — Mrugnął do mnie, nawet nie racząc się zatrzymać.
— Zabije cię, Uchiha! — ryknęłam, próbując powstrzymać się od rzucenia w niego książką. Była zbyt cenna na tego dupka. Matko, czy on nie mógł przyrżnąć w futrynę?
— Do zobaczenia na treningu, kotek — rzucił i zniknął za drzwiami do hali sportowej.
Zdecydowanie miałam dosyć tego palanta. Odwróciłam się zrezygnowana do parapetu i zgarnęłam z niego książkę i torbę. Miałam teraz w planach trening i to z tym idiotą na drugim boisku. Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, za jakie grzechy treningi drużyn koszykarskiej i piłkarskiej odbywały się w tym samym czasie? I to jeszcze na tym samym boisku? Jakim cudem, to miało mieć sens? Chociaż w głowie trenera Gaia, sens miało noszenie grubych, zielonych dresów i pomarańczowych ocieplaczy. Latem.
Ruszyłam smętnym krokiem do drzwi, za którymi przed chwilą zniknął brunet i rzuciłam groźne spojrzenie grupce lasek, które próbowały mnie ubić wzrokiem. Jak zwykle odwróciły głowy, patrząc wszędzie, byle nie na mnie. Typowe. Wywróciłam oczami, mijając je bez słowa. Już czułam masę plotek, puszczoną przez to kółko różańcowe. Jeszcze dorzućcie do tego blond-zdzirę, znaczy byłą Uchihy, która swoją frustrację po zerwaniu wyładowuje na mnie i jego kochanego, młodszego braciszka, mordującego mnie wzrokiem przy każdej możliwej okazji. Jak nic moje szkolne życie było o wiele bardziej upierdliwe przez tego palanta.
Przeszłam do holu sali i skierowałam się do damskiej szatni. Kto w ogóle wymyślił tę idiotyczną teorię, że zielony kolor uspokaja? Te ściany tylko bardziej popsuły mi humor swoim radosnym odcieniem. One i oczywiście ten bęcwał, który ponownie pojawił się w obrębie mojej widoczności.
— Coś się stało, krasnalu? — Uchiha wyszedł z szatni obok. Nie mógł sobie darować konfrontacji. Przecież nie przeżyłby takiej okazji. Co było z nim nie tak!? — Aż tak się cieszysz, że znowu mnie widzisz?
— Jasne. Tak bardzo, że aż mam ochotę przybić ci piątkę. Krzesłem w twarz. — Uśmiechnęłam się słodko i skrzyżowałam ręce na piersi. — Ale na razie wystarczy mi piłka i porządny strzał.
— Tylko nie potknij się o nią, gdy będziesz mnie podziwiać na boisku. — Zmierzył mnie spojrzeniem, którego nie powstydziłby się nie jeden zboczeniec. — Szkoda byłoby obić ten tyłek.
— Och, Uchiha, chyba już to przerabialiśmy. Nie jestem tobą, żeby przyrżnąć głową w słup kosza. — Przewróciłam oczami i ruszyłam do szatni, zostawiając tego palanta na zewnątrz.


***


Chyba każdy facet w tej parszywej szkole zgodziłby się z tym, że uniformy naszych piłkarek to najlepsze, co sobie trenerzy wymyślili. Króciutkie zielone spodenki i krótkie białe topy w zielone paski działały na wyobraźnię, jak płachta na byka. Niestety, Nateko i te jej małe piłkareczki były moją zmorą. Gorszych warunków do treningu, nie mogłem sobie wymyślić. Drużyna śliniła się na ich widok, zupełnie ignorując ćwiczenia. Próbowałem wywalczyć u trenera jakieś zmiany, ale za każdym razem tłumaczył, że nie ma lepszego terminu na treningi obu drużyn. Chociaż nie powiem. Te ich ćwiczenia rozciągające wyglądały całkiem ciekawie. Odszukałem w tłumie małego uchodźcę, ledwo sięgającego mi do klatki piersiowej i złapałem jej wzrok.
Dziewczyna zmrużyła gniewnie oczy i prychnęła pod nosem, odwracając się do jakiejś blondyny. Zarzuciła przy tym włosami, spiętymi w koński ogon. Uśmiechnąłem się pod nosem i ponownie skupiłem się na swojej drużynie.
Rozejrzałem się po całym składzie Akatsuki i to, co zobaczyłem autentycznie bolało. Byliśmy do cholery po dwudziestu minutach meczu treningowego, a oni wyglądali, jakby przeżyli co najmniej cały kwalifikacyjny i to z Suną. Pokiwałem głową w irytacji. Tylko Rekin i Dei byli w dobrej formie, ale i oni ledwo zipieli. Kisame nawet nie zablokował mojego wsadu, co było dla niego bardziej niż możliwe.
A właśnie, mówiąc o wsadzie. Mina Nateko była bezcenna. Koteczek patrzył na to z rozdziawioną buźką, co wyglądało naprawdę komicznie. Ten krasnal może i działał mi na nerwy, ale droczenie się z nią, chyba zaczynało zahaczać o status mojego hobby, a to jak się złościła było po prostu urocze.
Skierowałem wzrok na drugą stronę boiska i ponownie odszukałem ją wzrokiem. Właśnie zgrabnie wymijała jedną z dziewczyn i podała do dziewczyny Deia. Skupiłem się bardziej na ich grze, zauważając coś ciekawego. Te dwie działały ze sobą w idealnej synchronizacji. Chwilę po pierwszym podaniu, piłka wróciła do Nateko, a zaraz potem znowu do Sasaki. Kiedy już myślałem, że Yumiko strzeli, ta sprytnie podała piłkę koteczkowi, którego nikt nie krył, a bramkarka nie miała szans uratować sytuacji. Chyba znalazłem powód ich wybicia się wśród żeńskich składów w naszej szkole. Te dwie były podporą drużyny. Co prawda Ten Ten również im dorównywała, ale ta synchronizacja, to było coś niezwykłego. Nawet w naszej drużynie nie można było znaleźć takiego duetu. Jeszcze chwilę poprzyglądałem się, jak biega po boisku, by zaraz wstać i rozpocząć drugą część meczu. W końcu nie mogłem być gorszy od koteczka.

*

Otarłem pot wierzchem koszulki. Druga połowa dała mi popalić, nie było co się oszukiwać. Przez wakacje kondycja spadła mimo codziennych biegów i to o wiele bardziej, niż mógłbym się spodziewać. Brakowało mi porządnych treningów. Posłałem chłopaków do szatni i zgarnąłem piłkę, żeby poćwiczyć osobiste, ale gdy odwracałem się do kosza, moją uwagę przykuła pewna osóbka w zbyt krótkich szortach. W dodatku pochylająca się właśnie nad piłką.
Uchodźca chował sprzęt do magazynu. Uśmiechnąłem się półgębkiem i rzuciłem do kosza znajdującego się zaraz obok niej. Podskoczyła, kiedy piłka uderzyła w parkiet zaraz za nią. Odruchowo ją złapała, by potem odwrócić się do mnie i posłać mi mordercze spojrzenie.
— Co jest z tobą do cholery nie tak? — warknęła, podchodząc do mnie w zatrważająco szybkim tempie.
— Ach, kotek wybacz. Pomyliłem twój tyłek z tarczą, ale coś mi dzisiaj cel nawala. — Mrugnąłem do niej, poprawiając gumkę na włosach. Miałem ochotę ją sprowokować i odegrać małe jeden na jeden.
— Słuchaj — mruknęła, przymykając oczy. Oho, koteczek chce podrapać? — Albo teraz zejdziesz mi z oczu, albo postaram się, żeby twoja kochana piłeczka, perfidnie zmiażdżyła ci nos. Wybieraj.
— A mogę zaznaczyć kwadracik z opcją „Oddam ci piłkę i będę podziwiać, jak rzucasz, bo sama tego nie potrafię.”? — Skrzyżowałem ręce na piersi i obserwowałem furię, przechodzącą przez jej twarz. Wygrałem.
— Nie potrafię, mówisz? — wycedziła, unosząc głowę. Zaraz po tym wyciągnęła ręce w górę i nie odrywając całych stóp od parkietu, wyrzuciła piłkę. No proszę, koteczek wiedział, jak wygląda rzut osobisty? A to coś nowego. Powiodłem wzrokiem za trajektorią lotu piłki i ku mojemu zdziwieniu, zobaczyłem jak wpada prosto do kosza za mną.
— To potrafi każdy głupi, kotek — powiedziałem, spokojnie wytrzymując jej tryumfalny wzrok. — W meczu jeden na jeden nie miałabyś ze mną szans, krasnalu.
— Chcesz się przekonać, dupku? — Skrzyżowała ręce na piersi i popatrzyła na mnie wyzywająco. O tak, o to mi właśnie chodziło. — To dawaj.
Wyminęła mnie i porwała piłkę, stając trzy metry od kosza.
— Mam robić za obrońcę?
— A ty nadajesz się do czegoś innego? — Posłała mi zadziorny uśmiech. — No dawaj Uchiha. Mamy dwadzieścia minut zanim trener upomni się o klucz do magazynu.
Parsknąłem śmiechem, ale ruszyłem na wyznaczone miejsce. Nateko zwinnie mnie wyminęła, ale nie spałem i doganiając ją, zagrodziłem jej drogę do kosza. Trzeba przyznać, że szybka była. Wycofała się, cały czas kozłując piłkę i popatrzyła na kosz za mną, mrużąc zabawnie oczy.
— Co jest, kotek? Zabawa już ci się nie podoba?
— Przymknij się, Uchiha i podziwiaj. — Ruszyła o wiele szybciej, niż za pierwszym razem i w mgnieniu oka wykonała dwutakt. W dodatku trafiła. To w ogóle było możliwe?
— Proszę, proszę. — Złapałem piłkę i posłałem jej zaciekawione spojrzenie. — Od kiedy to kotek umie liczyć do dwóch?
— Nie wiesz, że urodziłam się z koszem w genach, dupku? — Wytknęła język w moją stronę i położyła ręce na biodrach.
— Zobaczymy, jak poradzisz sobie na obronie, krasnalu — mruknąłem i ruszyłem na miejsce. Nateko zrobiła to samo, ale ja, ignorując jej wyzywający wzrok, skoczyłem w górę i z łatwością wrzuciłem piłkę do kosza.
— Widzisz? Mówiłem, że nie masz szans.
— O nie, Uchiha, to było nieczyste zagranie — warknęła, podchodząc bliżej.
Potem bez jakiegokolwiek ostrzeżenia podcięła mnie. Zrobiła to tak gwałtownie, że nie zdążyłem złapać równowagi, w wyniku czego runąłem prosto na nią. Zdążyłem tylko podeprzeć się jedną ręką, żeby jej nie zmiażdżyć i podsunąłem drugą pod jej głowę, żeby nie rozbiła jej sobie o parkiet. Jej ręce za to ściskały moją koszulkę, pchając mnie przy tym w górę. Cholera jasna, mało brakowało, a posądzono by mnie o sabotowanie żeńskiej drużyny piłkarskiej.
Nateko otworzyła oczy, które dotychczas zaciskała i zmniejszyła nacisk na mój tors, jednak nadal w swoich małych piąstkach ściskała materiał mojej koszulki. Zamarłem wpatrując się w jej tęczówki. Ciemny odcień brązu, mienił się teraz w świetle lamp, przez co w jej oczach tańczyły jasne ogniki. Ten widok był interesujący, jeśli dodać do tego brak wrogości w spojrzeniu, co było dla mnie rzadkością. Po kilku minutach oderwałem od nich wzrok i popatrzyłem na jej pełne ust. Drgnąłem niespokojnie, gdy zobaczyłem jak przygryza wargę i poczułem wyraźnie każdy skrawek jej ciała, przyciśnięty do mojego tam, gdzie nigdy nie powinny się zetknąć. Nateko może była cholernym uchodźcą i pewnie gdybym zrobił to, o czym myślałem, dostałbym w twarz dwa razy mocniej, niż od niejednego faceta, ale była też zgrabną dziewczyną, która miała, co trzeba, tam gdzie trzeba. I leżała właśnie pode mną. To zdecydowanie nie była bezpieczna sytuacja. W końcu byłem facetem. Przymknąłem powieki i spróbowałem wyrównać oddech. Cholera, miałem ochotę ją pocałować i to tak ogromną, że potrzebowałem naprawdę sporych zapasów swojej samokontroli, żeby się w końcu podnieść i podać jej rękę.
Te piękne, brązowe tęczówki wpatrywały się we mnie z nieukrywanym szokiem i chyba domieszką strachu, którego nie potrafiłem zrozumieć jeszcze przez dłuższą chwilę. Wtedy przyszło mi na myśl, jak bardzo niewinna i bezbronna była ta dziewczyna w porównaniu ze mną.
Potrząsnąłem głową. Chyba potrzebowałem psychiatry. Przecież ten krasnal rzucił we mnie kiedyś glanem. Glanem, Itachi! Ogarnij dupę! Za cholerę nie była wtedy bezbronna. Już prędzej zabójcza. A jednak, coś w jej oczach, jakiś cień, na chwilę zakłócił tę siłę i pewność siebie, która zawsze z nich biła. To było intrygujące.
Nateko zamrugała szybko w momencie, w którym zaczynałem wątpić w jakąkolwiek reakcję z jej strony i już chciałem sprawdzać, czy mimo wszystko nie uderzyła o parkiet. Ujęła niepewnie moją dłoń, więc pociągnąłem ją w górę, ale nie puściłem. Przyjrzałem jej się badawczo, pochylając się przy tym w dół. Ta natychmiast cofnęła głowę i wyszarpnęła dłoń z mojej ręki.
— W porządku? — spytałem chcąc upewnić się, że wszystko dobrze z jej powaloną główką. Ten strach, był u niej niespotykany.
— Tak — szepnęła i odkaszlnęła, odwracając się w stronę wyjścia. — Dzięki.
I wyszła, zostawiając mnie samego z otwartym magazynem i mętlikiem w głowie. Pięknie. Koniec dnia godny uchodźcy.


***


Szybko wyszłam z sali i niemal biegiem wpadłam do szatni, zatrzaskując za sobą drzwi. Ja nie mogę, co to miało być? Serce waliło mi o wiele szybciej niż powinno i zdawałam sobie sprawę z tego, że to ani przez morderczy trening, ani przez ten chwilowy bieg. Przyłożyłam dłonie do ciepłych policzków, przeklinając pod nosem.
Cholera jasna, myślałam, że ten wsad nad Kisame wybił mnie wystarczająco z rytmu, ale potem szanowny pan Uchiha postanowił podskoczyć tuż przed moimi oczami. Ten pieprzony szary materiał się podwinął i zobaczyłam te jego pieprzone mięśnie! Noż cholera, już wtedy czułam rumieńce. Piękna twarz, piękne ciało, koszmarny charakter. Czemu to zawsze musi być święta trójca przystojnego faceta?
W dodatku te jego czarne oczy. Za cholerę nie przemyślałam tego podcięcia i mogłam przysiąc, że gdyby nie Uchiha, sama w życiu bym się nie podniosła. Na chwile wróciły wspomnienia, które mnie sparaliżowały. Zamiast twarzy Uchihy, widziałam jego twarz. I mimo, że to wspomnienie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło, nie mogłam się ruszyć. Dlaczego? Ano, przez te jego oczy, które świdrowały moje, żeby potem zjechać na usta. Przez chwilę naprawdę chciałam, żeby przestał się na nie gapić i mnie pocałował. Czułam, jak czerwień wypala mi skórę na policzkach. Świrowałam.
Potrząsnęłam głową, porwałam swoje ciuchy, w pośpiechu je na siebie zarzucając i chyba pierwszy raz w życiu tak szybko zasznurowałam glany. Z szatni wystrzeliłam niczym rakieta, kierując się prosto do wyjścia. Wypadłam z budynku i odetchnęłam świeżym, jesiennym powietrzem. Lekki mróz szczypał w policzki, co okazało się dla mnie wybawieniem. Był środek października, a temperatury powoli zaczynały dawać popalić. Znaczy popalić, to dawały zwykłym ludziom, do których ja się nie zaliczałam. Mnie w dwudziestostopniowym mrozie wystarczyła skóra i cienki szalik.
Ochłonęłam trochę i rozejrzałam się po podjeździe. Stało na nim kilka aut nauczycieli i uczniów, którzy odbywali kary lub mieli zajęcia klubowe. Wypatrzyłam Chargera Uchihy i odetchnęłam z ulgą, nie widząc go na horyzoncie. Miałam na dzisiaj dosyć konfrontacji z nim, a to, że nie musiałam go już oglądać ani tu, ani przed domem, poprawiło mi humor. Podeszłam do swojego kochanego Mustanga i czym prędzej odjechałam z parkingu.

*

— Czekaj, czekaj. — Yumi wzięła szklankę z drinkiem i ruszyła do salonu, gdzie klapnęła na kanapie. — Najpierw się z tobą droczył, potem wyzwał na mecz, a na końcu praktycznie uratował twoją głowę przez rozbiciem o parkiet. Dobrze to zrozumiałam, tak?
— Mniej więcej — wymruczałam, maczając usta w whisky z colą i lodem. To była chyba jedyna rzecz poza muzyką i Nymerią, która pomagała mi opanować nerwy. — Ale jestem pewna, że zrobił to tylko i wyłącznie po to, żeby uratować swoją dupę.
— Czy wy do jasnej cholery, nie możecie wytrzymać jednego dnia bez darcia kotów?! — warknęła blondynka, mrużąc na mnie gniewnie oczy. Oho, chyba byłam zagrożona.
— To Uchiha zaczął — odparłam infantylnie. Serio to powiedziałam? Od kiedy moje argumenty nie przekraczały poziomu przedszkolaka? Pieprzony koszykarz. To jego wina. Jego i tego cholernego kaloryfera na brzuchu.
— A ty to ciągniesz. — Yumi popatrzyła na mnie jadowicie i już wiedziałam, że to mi się oberwie, a nie temu palantowi. — Zachowujecie się, jak pieprzone dzieci. Wsadzić was do piaskownicy? Jeszcze tylko łopatek i wrogich fortów z piasku wam brakuje.
— Co ja ci poradzę na to, że mieszkam obok skończonego kretyna? — Serio, co dzisiaj ze mną było? Żadnego sensownego argumentu, zupełnie jakbym była pijana. Popatrzyłam podejrzliwie na bursztynowy płyn. Nie, to nie możliwe, wzięłam dopiero dwa łyki.
— Ale ty to wszystko zaczęłaś — mruknęła, odwracając wzrok do telewizora. — To ty rok po twoim powrocie stwierdziłaś nagle, że Uchiha to zło konieczne i chociaż nie można go tępić, trzeba ogniem zwalczać ogień. Trzy lata już tak po sobie jeździcie, końcówkę gimnazjum i całe cholerne liceum. Dziewczyno, nawet wszyscy nauczyciele poza Kaszalotem, boją się was rozdzielać, a uczniowie po prostu spieprzają na bezpieczną odległość i oglądają widowisko.
— Zaraz tam tępić — wymamrotałam pod nosem. — Wystarczy kulka w łeb i po sprawie.
— Yoru, do cholery!
— No, co? — odparłam buńczucznie. — Taka prawda. Jakby go odstrzelić, byłoby po problemie.
— Załamujesz mnie dziewczyno. — Yumi pokiwała głową, ale na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech. Jest, uratowana! — Czekaj, chwile. Co ty właściwie do niego czujesz?
— Poza nienawiścią? Nic. — Zmrużyłam oczy, obserwując jej twarz. W mózgu tego chochlika tworzyło się coś, co z pewnością mnie się nie miało spodobać.
— Na pewno? — Yumi uśmiechnęła się chytrze, a mnie zrzedła mina. — Czy ty czasem na niego nie lecisz?
Dosłownie mnie zamurowało. Ta mała menda zaczęła się śmiać, prawdopodobnie widząc moją minę, bo chyba musiała być ciekawa. Dobra, może Uchiha był przystojny, ale powtórzę już chyba setny raz. To był cholerny dupek. To, że moje ciało reagowało na niego tak, a nie inaczej, nie znaczyło, że coś do niego czułam. Prawda? Nie, nie czułam, nie ma mowy.
— Co ty dzisiaj brałaś? — warknęłam, biorąc porządnego łyka mojej kochanej whisky.
— Żałuj... Żałuj, że nie... Że nie widziałaś swojej miny. — Starała się mi zakomunikować, pomiędzy napadami śmiechu.
— Przymknij się — mruknęłam i dopiłam do końca alkohol. — To nie jest śmieszne. Serio się pytam, czym się nafaszerowałaś, bo zaczynasz majaczyć.
— Nic nie brałam. — Przetarła oczy, pozbywając się łez i spojrzała na mnie z głupkowatym uśmiechem. — Po prostu tak to z boku wygląda. Ciągnie was do siebie.
— Nie mów, że Kenji coś ci sprzedał? — warknęłam, coraz bardziej zirytowana jej zachowaniem. — Mówił skurwiel przecież, że przyjaciołom nie sprzedaje.
— I nie sprzedał, idiotko. — Yumi dopiła drinka i odstawiła szklankę na stolik. —Stwierdzam fakty.
— Mam poważne wątpliwości, biorąc pod uwagę twój stan psychiczny. — Jej komórka zabrzęczała i byłam pewna, że przez ten uśmiech nabawi się szczękościsku. Żeby tak reagować na wiadomość od faceta. Rany, co się dzieje z tymi nastolatkami?
— Dei już jest. — Porwała swoją kurtkę z fotela i skierowała się do drzwi. Podniosłam swój leniwy tyłek i poszłam za nią. — Weź się zastanów nad tym, co mówiłam. Serio tak to wygląda z boku.
— A ty więcej nie ćpaj. — Przytuliłam ją i zamknęłam za nią drzwi.
Popatrzyłam chwilę na smycz, a potem zawołałam Nymerie. Wilczur niemal na mnie wskoczył, gdy zobaczył, jak się ubieram. Kochałam ją. Ta duża futrzasta przytulanka, była ze mną od ponad pięciu lat i zawsze poprawiała mi humor, gdy coś było nie tak. Skoro już musiałam sobie cos przemyśleć, mogłam zabrać ją na spacer. Zawsze to jakaś korzyść dla nas obu.
Zasznurowałam glany, zarzuciłam na siebie kurtkę i przyczepiłam smycz do obroży. Wyszłam z domu, nie zamykając go i skierowałam się do parku. Hiro miał wrócić za jakieś piętnaście minut, a dzięki Panterom nikt podejrzany nie zapuszczał się w te okolice. Klucz nie był konieczny. Przeszłam szybko przez ulicę i weszłam między drzewa, gdzie puściłam Nymerie luzem, a sama wyciągnęłam papierosy i zapalniczkę. Od kiedy wróciliśmy z bratem ze Stanów, coraz częściej po nie sięgałam. No, dobra. Już w podstawówce byłam, chwila... Jak to mówiła moja polonistka? A tak, byłam „trudnym i niereformowalnym dzieckiem”, ale od tej trucizny trzymałam się z daleka, w przeciwieństwie do innych dzieciaków, które próbowały zgrywać dorosłych. Jednak, kiedy mama umarła na raka, a tata wysłał nas z powrotem do Japonii, moje nerwy coraz częściej były zszargane, a papierosy robiły za słaby substytut psychotropów. Bo tak, miałam depresje. Matka byłoa jedną z niewielu osób, na których mi zależało. Kiedy zmarła byłam jeszcze słaba, nie potrafiłam radzić sobie z problemami. Gdyby nie Yumi i zasady Kenjiego, skończyłabym jak te wszystkie ćpuny, w tutejszych melinach. Wciągnęłam dym głęboko w płuca i zaczęłam głowić się na dzisiejszymi wydarzeniami, nie spuszczając przy tym Nymeri z oczu. Za często lubiła znikać, skubana.
Powoli przestawałam rozumieć samą siebie. Po tamtym wydarzeniu starałam się unikać każdego Uchihy, ale ten palant postanowił się do mnie przyczepić. To zamieniło się w otwartą wojnę, a my zaczęliśmy dorastać w tej nienawiści. Tyle, że każde z nas się zmieniało i to nie tylko pod względem fizycznym, ale i psychicznym. Jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym, przez co Itachi zamknął się w sobie, jak ja po śmierci mamy. Zaczął traktować ludzi z dystansem, zerwał z Yamanaką i mimo swojej rosnącej popularności, wycofał się w cień na tyle, na ile pozwalała mu na to pozycja kapitana Akatsuki. A z jego chęciami pozwalała bardziej, niż normalnie można by przypuszczać. Za to ja w końcu przestałam beczeć. Zrozumiałam, że łzy tak naprawdę gówno mi dadzą, a depresja, przez którą wtedy przechodziłam zaczęła powoli znikać. Fakt, że zaczęłam palić i pić więcej niż wcześniej, a stosunki z Hiro pogorszyły się jeszcze bardziej, ale wyszłam z tego. Zrozumiałam, że to nie była moja wina, a ja nadal mogłam żyć jak zwykła nastolatka. Między nami też zdarzało się coraz mniej poważnych wojen. Nie powiem, że zdegradowaliśmy tę liczbę do zera, ale coraz mniej ze sobą walczyliśmy. Już od dłuższego czasu nie pogryźliśmy się o błahostkę, a ja zaczęłam nawet lubić te małe kłótnie, dopóki Uchiha nie wytaczał ciężkiej artylerii, jaką był on sam. Bo w sumie wychodziło na to, że podobał mi się, chociaż jednocześnie miałam już w planach z pięć scenariuszy na morderstwo uchodzące za popełnione w afekcie. Powoli zaczynałam wątpić w swoje zdrowie psychiczne i ludzie mogli mówić, że dramatyzuje, ale miałam do tego podstawy w postaci przeżytej depresji. Możliwe, że wcale się nie wyleczyłam.
Odłożyłam na bok te wątpliwości i zastanowiłam się nas słowami Yumi. Czy Uchiha mi się podobał? Kategoryczne nie. Ten wredny charakter dyskwalifikował go w każdym możliwym aspekcie. Czy podobała mi się jego buźka? Tak, bo i po co miałabym kłamać sama przed sobą? W końcu do najbrzydszych nie należał. Czy byłabym w stanie, kiedykolwiek się do tego przyznać? Za żadne skarby tego parszywego świata. To, co stało się na treningu, było czystym przypadkiem, kłopotliwym epizodem, o którym musiałam zapomnieć, tak jak zapomniałam o śmierci mamy, nienawiści brata i tym cholernym sukinsynu. Zadrżałam na myśl o nim. Wcale nie chciałam wracać do niego wspomnieniami, skoro udało mi się uwolnić od tego człowieka, ale czasem to było silniejsze ode mnie. Taka skaza zostaje na człowieku, na całe życie i tylko od niego zależy, czy cały czas będzie się zadręczał okolicznościami, w jakich została mu nadana. Może to było głupie, ale czasami musiałam to zrobić, żeby przypomnieć sobie, jak naprawdę funkcjonuje ten świat. Bez tego zatraciłabym się w różowym, cukierkowym raju, gdzie największym problemem jest wybór sukienki na bal maturalny.
Prychnęłam pod nosem. To, jak niektórzy ludzie postrzegali społeczeństwo, było zatrważające. Połowa z nich nie przyjmowała do świadomości, że po tym świecie chodzą mordercy i gwałciciele, a to, że politycy to egoistyczne szuje, było wręcz tematem tabu. Ci pierwsi byli tylko wyimaginowanymi postaciami, stworzonymi na potrzeby filmów i książek, a kochani przywódcy świata, najwspanialszymi ludźmi, jakich można by sobie życzyć na tych stanowiskach. Może to wydawało się trochę, a nawet bardzo przesadzone, ale tacy ludzie istnieli, tworząc grupę o dość sporej liczebności i zasięgach.
Nagle moje rozmyślania o, że tak za przeproszeniem się wyrażę, spierdoleniu świata, przerwał charakterystyczny dźwięk glanów uderzających o piach. Kilka kroków przede mną Nymeria stanęła na środku ścieżki, postawiła uszy i zaczęła warczeć z łbem skierowanym wprost w mrok uliczki, do której się kierowałam. Podeszłam do wilczura i złapałam za jej obrożę nie chcąc trafić na policję za to, że mój kochany pies zagryzł jakiegoś nieszkodliwego przechodnia. Jednak kiedy postać weszła w snop światła, rzucanego przez ostatnią w tej alejce latarnię, Nymeria natychmiast zmieniła postawę. Przestała warczeć i spróbowała ruszyć w przód, a jej ogon zaczął uderzać o moje udo. Cholera jasna, bolało. Zacisnęłam mocniej dłoń na obroży, ale zaraz puściłam ją, niestety spokojna, o życie przechodnia. Wywróciłam oczami i patrzyłam, jak mój ukochany pies mnie zdradza, bratając się z wrogiem. Bo oczywiście nie mogłam spotkać tam nikogo innego, jak nie starszego z braci Uchiha. Serio, życie naprawdę mnie nie kochało. Mówiłam, że uderzenia ogona Nymeri o moje udo bolały? Zmieniłam zdanie. Patrzenie, jak mój pies zabiega o uwagę i chociażby jedną pieszczotę tego palanta, bolało o wiele bardziej.
— No proszę, Nateko. — Usłyszałam jego głęboki głos i zaraz się spięłam. Cholera, co to miało być? — Kto by pomyślał, że cię tu spotkam.
— To jest park, idioto — warknęłam. — Tu się na ogół spotyka ludzi, wiesz? Tym bardziej na spacerach z psami.
— Ale bardzo rzadko spotyka się kotka z fajką w dłoni i to o tej porze — mruknął, drapiąc wilczura za uchem. Zdrajczyni. — Od kiedy palisz, krasnalu?
— To cię raczej nie powinno interesować. — Złapał za obrożę Nymeri i podszedł z nią do mnie, chociaż byłam pewna, że to nie było konieczne. Ten zdradziecki pies, poszedłby za nim nawet w ogień.
— Ale interesuje. — Przekrzywił zabawnie głowę, unosząc brew w górę. —Pierwszy raz widzę cię z papierosem.
— A ty skąd się tutaj wziąłeś? — spytałam, zmieniając temat. Nie musiał wiedzieć, że zaczęłam palić w okresie, w którym omal się nie pozabijaliśmy. Za szybko łączył fakty, a ja nie miałam ochoty na niewygodne pytania.
— Kiedyś trzeba popracować nad kondycją, kotek. – Zmrużył oczy i pomachał mi słuchawkami przed nosem. — Biegałem i myślę, że tobie też by się to przydało. Jeszcze ci te zgrabne nóżki przestaną pracować z taką precyzją.
— Nie mów tak do mnie, dupku — warknęłam, przejmując obrożę tej psiej zdrajczyni. — I przestań mnie prześladować wzrokiem na treningach, zboczeńcu.
— Te wasze stroje, to raczej mi tego nie ułatwiają, kotek. Myślałem, że w bieliźnie nie da się grać, ale zaskakujesz mnie coraz częściej. — Uśmiechnął się złośliwie, a ja nabrałam jeszcze większej ochoty, żeby mu przywalić.
— My przynajmniej gramy — mruknąłem, patrząc na niego spod byka. — Te twoje panienki chyba dawno piłki nie trzymały.
— Oj, kotek. Myślisz, że nie widziałem, jak pożerałaś mnie wzorkiem, przy tamtym wsadzie? — Pochylił się w moją stronę, a ja głupia zamiast się cofnąć, gapiłam się w te czarne, roześmiane oczy. — Lecisz na mnie.
— Chyba w twoich snach, Uchiha. — Zmrużyłam powieki, obserwując jego ruchy.
— Kotek, po co się okłamujesz? — Najnormalniej w świecie zabrał mi papierosa, zaciągnął się i wypuścił dym prosto w moją twarz. A ja nic nie powiedziałam. Widok palącego Uchihy był tak szokujący, że nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć. — Gwarantuje ci, że do końca szkoły, wyznasz mi swoją miłość. Mogę się o to założyć.
Po tych słowach, nawet nie czekając na moją odpowiedź, wcisnął w uszy słuchawki i pobiegł w stronę osiedla. Świetnie, zapieprzył mi fajkę i zwiał, zostawiając ciemną nocą w parku z Nymerią i ostatnim papierosem w paczce. Od kiedy, do cholery zachowywał się jak ja? Popatrzyłam na wilczura, który wyrywał się w jego kierunku i westchnęłam ciężko. Przypięłam Nymeri smycz, odpaliłam, co zostało i smętnym krokiem skierowałam się do domu, zapisując w głowie, żeby rano kupić paczkę. Pieprzony Uchiha. Ja wyznam mu miłość? Prędzej piekło zamarznie, a świnie zaczną latać.


Od autorki: Ohayo!
Rozdział chciałabym zadedykować Yumi! Gdyby nie ona, cały plan wydarzeń poszedłby w pizdu. Dziękuje psychopatko Ty moja ^^
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i zachęcił do poznania całej historii. Jak już wspominałam, jest to szkolny romans. I to nie tak, że pierwszy raz piszę taki tekst, ale można powiedzieć, że pierwszy raz pozwalam sobie na taką swobodę, więc modlę się, żeby nie raził was w oczy. Dwójeczka już w drodze, a trójeczka tworzy się w głowie. Rozdziały planuję wstawiać średnio, co dwa tygodnie, a jeśli się nie wyrobię to do trzech mam nadzieję zdążyć.
Zapraszam do komentowania i Pozdrawiam cieplutko ^^

21 komentarzy:

  1. Kyaaaaaaaa Itaś jest taki kawaii jak wkurza Yoru ^^ Jego nie da się nie kochać, nawet jakby był najgorszym kretynem, dupkiem czy dziwkarzem XD i tak nic to nie zmienia, pomijając oczywiście fakt, że w porównaniu do niego yoruś jest małym elfem XD ehhhh tacy to nie mają lekko w starciu z olbrzymami XD no, ale cóż..... widać, że yoruś, ten nasz mały uchodźca radzi sobie nawet z takimi ludźmi. I dobrze XD Dowodzi to tego, że małe też potrafi być niebezpieczne :P
    Wracając do fabuły myślę.... myślę.... myślę, że zapowiada się na coś co na pewno nie będzie "tylko" szkolnym romansem. Nawet wiem to, że tak nie będzie :3, więc ten no nie będę się wypowiadać na ten temat bo tajemnica powiernika-współpracownika mnie zobowiązuję XD Przysięgam milczeć :3
    Chciałabym to widziec jak Yoru pierdolnęła glanem itasia XD to by było przepiękne :D hehhehe Itaś byłby zdezorientowny XD I te jego słowa: "Gwarantuje ci, że do końca szkoły, wyznasz mi swoją miłość. Mogę się o to założyć.", on chyba za bardzo nie rozumie z kim próbuje wygrać XD ,ale zostawmy mu tę satysfakcję i nie doszukujmy się głębi skoro to dopiero pierwszy rozdział ^^
    Oglądanie GoT po nocach? Skąd ja to znam XD ale żeby zaraz brać to za pornol?! Nie no chamstwo po prostu. Co on sobie wgl myśli?! XD Że jak jest się dziwkarzem to można się wymądrzać? Co to to nie. Nie z nami te bajery Itaś :)------> taktyczna buźka wpierdolka XD
    Hai ^^ chochlik melduje się na stanowisku i już ma gotowy plan działania :3 Czytając tamten fragment cały czas miałam banana na twarzy XD A pytanie o ćpanie zwaliło mnie z nóg XD Przecież wiesz kochanie, że ja cały czas jestem na haju XD Ehhh tego się nie da wyleczyć...
    Zastanawia mnie tylko ten ON. Kim on do cholery właściwie jest skoro przywraca niemiłe wspomnienia?! Te wszystkie kłótnie z bratem rozumiem, ale Ten typ jest podejrzany -.- Zobaczymy co z tego wyniknie -.- tyle powiem.

    Heheheh ^^ przezorny zawsze ubezpieczony :3 polecam sie na przyszłość ;p i dziękuję za dedykację uchodźco *.* <3

    Ps. Z góry przepraszam za wszystkie błędy :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hyhyhy Yumiś, to rzeczywiście najdłuższy komentarz w Twoim życiu XD Kocham Cię normalnie <3

      Yhym, nie da się nie kochać mówisz? ^^ A ja wiem, że jeszcze będziesz mi na niego klnąć :P Za dobrze Cię znam XD
      Fakt, nawet coś o tym wiemy -.- Ale jakoś cza sobie radzić^^

      Ciiii, co mi tu ostrzegasz. To tylko romans, nic więcej -.- A kysz ze spoilerami XD Już ja Cię trzymam za słowo :3

      Ech, mniej więcej tak, jak, [spoiler alert!], Yoru, Kibe w War XD No może mocniej :D Hyhyhyhy, się Uchiha zawiedzie, a może nie??? Kto to wie. A, no tak, ja ^^

      Co nie? GOT czasem prześladuje za bardzo XD Dołączam się do buźki wpierdolki ^^

      Oj no wiem wiem XD Twój całoroczny haj przydaje się na War^^ Cinek coś za dobry towar ci podsyła XD A propo, jak tam jego stream? hyhyhy

      On? Ten. Tamten. A może tamten. Kto to wie? ^^

      Ależ proszę Cię bardzo. AYM? mogło przepaść bez Ciebie. Dzięki Ci piękne jeszcze raz Yumiś ^^ <3

      Usuń
    2. Co nie? Sama nie wierzę, że dałam radę taki napisać O.o
      Eh w sumie to masz rację, na pewno będę klnąć XD
      Tia bycie małym to zmora ale kto powiedział, że bycie niskim nie ma swoich plusów ^^
      Siedzę cicho. Nic nie mówię. :3
      Ale pierdolnięcie glanem tam a tutaj to są dwie różne sytuacje XD "Oni" się tego nie spodziewali XD
      Buźka wpierdolka rządzi XD
      Cinek? Z tego co wiem to nic mi nie sprzedał, ale mógł coś dosypać do harbaty XD Jego stream? Nic nie mów XD
      Tajemniczy koleś mnie intryguje..... -.-
      Ależ proszę Yoruś *.* <3




      Usuń
    3. Hiahiahiahia fakt "Oni" nie wiedzieli. Chociaż w sumie mogli się tego spodziewać. W końcu Saso ich ostrzegł, znaczy czerwona lama -> tak jakby XD
      Ale Itachi też mógł^^ W końcu znał Yoru^^
      Ano niech intryguje ^^ [hyhyhy, tego w planie u Cb nie było^^ kya wygrałam życie :D]
      Kocham Cię za to normalnie ^^

      Usuń
    4. Ehhh ja ci mówię to wszytko wina procentów XD
      Może mógł, ale może ten jedyny raz Yoru była szybsza niż sobie to wyobrażał XD (no poza meczem 1 na 1 ^^ tam też pokazała co potrafi)
      Tak teraz ta nieświadomość nie da mi spać XD
      Ja ciebie też koffam uchodźco ^^


      Usuń
    5. Chyba musimy się pilnować. Ta rozmowa o "nich" zaczyna się wymykać spod kontroli. Jeszcze nam ktoś tu zawędruje z War i dostanie spoiler XD
      Możliwe, możliwe ^^
      Hyhyhy, będę potworem, jak powiem, że dobrze Ci tak? :P
      Chochliku^^

      Usuń
  2. Tiaa to wykracza poza racjonalne myślenie XD Lepiej siedzieć cicho XD
    Osz tyyyy.....
    Krasnalu ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. JA TU WRÓCĘ. Jak tylko ogarnę szkołę i Olimpiadę, spodziewaj się mnie, koleżanko. xD Dla Itachiego zrobię wszystko. <3

    A tak wgl to przyszłam powiedzieć, że Twój blog dołączył do Ministerstwa FF o Naruto. Zapraszamy do zgłaszania nowych rozdziałów.
    Pozdrawiam.

    PS. JA TU WRÓCĘ. XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem ;-) Sam temat wydaje się nieco oklepany. Mamy dwójkę nastolatków, którzy się nienawidzą, a wiadomo, że kto się czubi, ten się lubi. Ciągnie ich do siebie i gdy już do czegoś dojdzie, to będzie się działo. Wierzę, że pociągniesz opowiadanie tak, aby było ciekawie i zostało na długo w pamięci. Pomysł z Itachim jako głównym bohaterem bardzo mi się podoba. Po prostu lubię gościa, choć będę musiała oswoić się z jego charakterem.
    Życzę dużo weny i chęci do pisania :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ohayo :) To prawda, że temat jest oklepany, ale postawiłam sobie za zadanie napisanie sztampowej historii tak, żeby jednak dało się to lubić. Mam nadzieję, że nie zawiodę ^^
      Dziękuję za komentarz :3

      Usuń
    2. W sumie to nasze opowiadania mają coś wspólnego. U mnie w LL Itachi też jest koszykarzem i zarówno kapitanem drużyny Akatsuki. Po przeczytaniu Twojego posta nabrałam ochoty i pomysłów na pisanie swojej historii. Może będziesz moim motywatorem, aby zasiąść i dalej pisać :-)

      Usuń
    3. Kyaaa LL <3 hyhyhyh to teraz wiem, czemu inny sport mi do niego nie pasował XD To przez Ciebie^^ Chyba zaszczepiłaś we mnie tą koszykówkę u niego.

      Usuń
    4. No cóż mam począć. Itachi to urodzony koszykarz :-) Mi pasował do tego sportu i fajnie, że ktoś podziela moją opinię. Tylko nie rób z niego totalnego buca :-P

      Usuń
    5. Tsaaaa -> nerwowy śmiech. Eeeee, nie obiecuje XD
      Ale fakt, urodzony koszykarz ^^

      Usuń
  5. DEFINITYWNIE TO OPOWIADANIE STAŁO SIĘ MOIM ULUBIONYM W CAŁEJ BLOGSTREFIE!
    A oto argumenty potwierdzające, że pokochałam opowieść od samego początku.
    Po pierwsze Akatsuki.
    Po drugie Itachi.
    Po trzecie Itachi grający w kosza.
    Po czwarte Itachi słuchający metalu.
    Po piąte główna bohaterka z genialną osobowością!
    Po szóste główna bohaterka, która jeździ Mustangiem <33333333
    Po siódme główna bohaterka, która czyta Kinga.
    Po ósme główna bohaterka, która ogląda Grę o tron.
    Po dziewiąte styl pisania.
    Po dziesiąte zabójcze poczucie humoru!

    Kobieto, pisz! Pisz, publikuj! Chce jak najwięcej czytać o tym duecie!!! Pozdrawiam, życzę weny i czasu wolnego, aby rozdziały były najczęściej jak to tylko możliwe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, nie wiem co powiedzieć. Witam na blogu ^^
      Dziękuję za taki komentarz. Aż zachciało mi się rzucić w pizdu procesy transportowe i pisać ^^ (ech, głupi sprawdzian -.-)
      Ktoś kto lubi kosza, metal, Mustangi, Kinga i GOT-a w jednym??? O.o Matko, już Cię kocham, kobieto :D
      Fajnie, że podoba Ci się styl pisania i poczucie humoru, bo naprawdę nie byłam ich pewna -> trochę sobie tu pozwoliłam dodać mojej psychozy XD I dziękuję za tą genialną osobowość -> myślałam, że będzie irytować ^^
      Ucieszy Cię, jak powiem, że sporo scenek z dalszych wydarzeń jest napisane? Niedługo będę łączyć to w całość, więc i pisanie następnych rozdziałów powinno pójść sprawnie ;3
      Dziękuję za komentarz i życzonka. Postaram się pisać w każdej wolnej chwili ^^

      Usuń
    2. Czeeeeekam na ten rozdział! Czekam i czekam i się doczekać nie mogę!

      Usuń
    3. Małe problemy z weną, ale dzisiaj to się ruszy ^^ (nie bij)

      Usuń
  6. Iron Titanium Dart - TITAN - Titanium Arts
    Iron titanium kadangpintar darts titanium damascus knives dart titanium build with an innovative design and a unique design designed for darts titanium carabiners that are titanium framing hammer a perfect match for any sports

    OdpowiedzUsuń