Siedziałam na
parapecie w kącie korytarza. Lubiłam to miejsce. Miałam z niego idealny widok
na resztę uczniów i wszystko, co się działo, jednocześnie nie zwracając na
siebie niczyjej uwagi. No może poza Kaszalotem, ale akurat jego srogie
spojrzenia, mało mnie obchodziły. Mimo wszystko mój ukochany wychowawca nigdy
nie próbował mnie stąd ściągać, więc na jego widok wzruszałam jedynie ramionami
i wracałam do lektury. Tak spokojnie sobie kontemplując, z Kingiem w ręce spędzałam
każdą przerwę, od czasu do czasu rzucając kontrolne spojrzenie znad stronnic
książki na zatłoczony korytarz, gdy tłum wydawał się być czymś poruszony. W końcu
lepiej ewakuować się przed katastrofą, prawda?
Po raz
kolejny tamtego dnia szepty zaczęły narastać, a ciche piski aż raniły uszy.
Naprawdę trudno było uwierzyć, że cała ta napięta atmosfera rodziła się tylko i
wyłącznie przez jedną osobę. Zrezygnowana przeniosłam spojrzenie na te puste
laski, które siedziały najbliżej mnie. Wytapetowane, w wyzywających strojach i
z tymi zalotnymi uśmieszkami wyglądały wręcz przerażająco. Jak można tak się
poniżać dla jednego faceta? Te blachary chyba nie miały mózgu. Powędrowałam
wzrokiem dalej, gdzie przy drzwiach naszej klasy stała grupka chłopaków.
Wszyscy, jak jeden mąż wlepiali nienawistne spojrzenia w osobę, która właśnie
pojawiła się na korytarzu. A kto był powodem tych, wręcz czysto zwierzęcych
zachowań? Ano nikt inny, jak wielmożny pan Itachi Uchiha. A jakżeby inaczej?
Prychnęłam na jego widok.
Cholernie
przystojna buźka, czarne oczy czarujące swoją głębią i idealnie wyrzeźbione ciało,
na którym opinał się czarny materiał koszulki. Do tego, w nie opuszczającym go
tego dnia odcieniu czerni, przetarte spodnie i glany. Bad boy, sportowiec i
model w jednym. Po prostu ideał.
Tyle, że miał
jedną, zasadniczą wadę, nabytą już podczas procesu produkcji, a mianowicie, był
Uchiha. Toteż, skoro jego nazwisko, było nazwiskiem tych pieprzonych snobów, którymi
gardziłam, dla mnie ideał pryskał jak bańka mydlana. I niestety musiałam żyć z
tą świadomością, codziennie oglądając tę jego zakazaną, a jednocześnie tak
przystojną gębę. A próbowałam go unikać, przysięgam. Próbowałam z całych sił,
ale cholera jasna. Unikanie go było rzeczą wręcz niemożliwą do dokonania. Nie
dość, że skubany chodził ze mną do klasy i mieliśmy treningi w tym samym
czasie, to jeszcze poza lekcjami miałam go prawie na wyłączność. Dlaczego? A no
do jasnej dlatego, że obracaliśmy się w tym samym środowisku, co oznaczało
spotykanie go na imprezach w Devil Paradise w każdy weekend. Chyba tylko jego gęba
przewijała mi się tam przed oczami częściej, niż Kenji.
Ten
punkowo-rockowo-metalowy klub był otwarty tylko dla glanokopytnych istot. No
dobra, tych w trampkach też wpuszczali. Mniejsza z tym. Na moje nieszczęście,
Uchiha miał dobry gust muzyczny, więc jego towarzystwo miałam zapewnione nie
tylko w szkole, ale i poza nią. Gdyby tylko te psute lale się o tym dowiedziały,
pewnie cały czas byłabym obiektem wszechobecnego mordu wzrokowego. W dodatku,
gdyby doszedł do nich fakt, że ten cholerny debil uwielbiał wyprowadzać mnie z
równowagi i jak nikt inny, z arogancją godną królobójcy, obserwować moją
irytację, chyba już teraz leżałabym na cmentarzu. Bo tak, Uchiha potrafił coś,
czego nikt nigdy przed nim nie dokonał. Wkurwiał mnie po całości.
Już miałam
wracać do lektury, gdy zauważyłam, że czarne jak noc tęczówki są utkwione w
mojej osobie, a ich właściciel uśmiecha się cynicznie. Uchiha wyraźnie kierował
się w moją stronę i to, co planował zrobić, na pewno nie zaliczało się do
zachować przeze mnie akceptowalnych. Nie omieszkałam podsumować jego postawy
prychnięciem i wrócić do książki. Zanim jednak zdążyłam przeczytać choćby głupie
trzy zdania, ktoś postanowił brutalnie wyrwać mi ją z ręki. Mówiąc ktoś, miałam
na myśli największe ciacho w tej szkole z najpaskudniejszym charakterem istniejącym
na tej ziemi.
Zmrużyłam
gniewnie powieki i spojrzałam prosto w oczy tego aroganta.
— Oddawaj,
Uchiha — warknęłam, posyłając mu przy tym chłodne spojrzenie.
— Bo co? — Uśmiechnął
się przebiegle i nachylił w moją stronę. Cholera jasna, zdecydowanie za blisko,
palancie. — Zadrapiesz mnie, koteczku?
— Nie
nazywaj mnie tak, dupku — syknęłam i spróbowałam sięgnąć po książkę,
ale brunet zareagował natychmiast, unosząc rękę tak wysoko, że nie miałam nawet
co marzyć o dorwaniu swojego łupu. Mierzyłam do cholery metr sześćdziesiąt dwa
i posiadałam krótkie, małe rączki. Jak niby miałam wygrać w tej sytuacji z
idiotą, wyższym o jakieś trzydzieści centymetrów? Pieprzony koszykarz.
— Koteczek
się zjeżył? — Widziałam błysk satysfakcji w jego oczach. O nie, nie,
nie. Tak się Uchiha nie bawimy. Już ja ci dam koteczka. Uśmiechnęłam się słodko,
na co brunet zmrużył oczy. Płynnym ruchem zeskoczyłam z parapetu i skrzyżowałam
ręce na piersi.
— Wiesz,
zazwyczaj męskie dziwki mnie wkurzają. — Puściłam mu oczko, oparłam
się plecami o parapet i z miną niewiniątka kontynuowałam. — Nie wiń
mnie za to, co robisz po nocach w swoim pokoju.
— Podglądasz
mnie? — Itachi zbliżył się o krok, a uśmiech na nowo zagościł na tej
jego przystoj... Czekaj, wróć! Obrzydliwej gębie. Tak, właśnie to chciałam
powiedzieć. — Nie wiedziałem, że masz zapędy prześladowcze?
— Wiesz,
jak to jest, Uchiha. — Przejechałam wzrokiem po jego sylwetce,
zatrzymując się w końcu na czarnych oczach. — Trochę trudno zignorować
okrzyki typu, „Och, Itachi, nie przejmuj się, że jest taki mały! Rozmiar się
przecież nie liczy!”. — Wspominałam już, że właściwie to mieszkamy
obok siebie, a okno jego sypialni, wychodzi niefortunnie na okno mojej
sypialni? Tsaa, wiem. Życie mnie nie kocha.
Błysk furii,
który napawał mnie satysfakcją, szybko ulotnił się z jego oczu, ustępując
miejsca temu przebiegłemu, lisiemu czarowi. Zanosiło się na to, że pożałuję
tych słów.
— Jestem
przekonany, że słyszałaś zupełnie inne odgłosy, kotek — mruknął gardłowo,
pochylając się jeszcze bardziej. Cholera jasna, może i był dupkiem, ale za to
przystojnym dupkiem.
— Jestem
pewna, że słyszałam właśnie te słowa — fuknęłam, próbując zignorować
jego intensywne spojrzenie. Ja pierdzielę, te oczy były... Stop. Yorumi,
ogarnij się do cholery!
— A ja
jestem pewny, że coś innego. — Podszedł o krok bliżej, przez co wolna
przestrzeń między nami, zniknęła. Wstrzymałam oddech i rozejrzałam w popłochu
po bokach. Cholera, wszyscy się na nas gapili. Było nie prowokować tego idioty. — Ja
słyszałem same okrzyki rozkoszy. Mogę ci to nawet udowodnić, kotek. — Wzdrygnęłam
się czując jego oddech na policzku.
— Podziękuję — warknęłam,
gratulując sobie braku drżenia w głosie. — Jakoś nie widzi mi się
obcowanie z wykałaczką.
— Kogo próbujesz
okłamać, Nateko? — Ściszył głos na tyle, że tylko ja mogłam to usłyszeć. — Lecisz
na mnie i nawet nie próbuj zaprzeczać. Chciałabyś dobrać się do moich spodni.
— Niby skąd
te przypuszczenia? — syknęłam, obserwując, jak przybliża się do moich
ust.
— Skąd? — Uchiha
uśmiechnął się drwiąco. — Całkiem słodko wyglądasz, gdy się
rumienisz, koteczku.
Chwilę po tym
odsunął się ode mnie gwałtownie i położył książkę na parapecie, obok mojej ręki.
Po tym odwrócił się na pięcie i poszedł w swoją stronę. Cholera jasna, znowu to
zrobił.
— A i
jeszcze jedno, krasnalu! — krzyknął przez ramię. — Zamykaj
okna, jak już musisz oglądać po nocy Grę o Tron. Całkiem fajne porno, ale mam
swoje na żywo. — Mrugnął do mnie, nawet nie racząc się zatrzymać.
— Zabije
cię, Uchiha! — ryknęłam, próbując powstrzymać się od rzucenia w niego
książką. Była zbyt cenna na tego dupka. Matko, czy on nie mógł przyrżnąć w
futrynę?
— Do
zobaczenia na treningu, kotek — rzucił i zniknął za drzwiami do hali
sportowej.
Zdecydowanie
miałam dosyć tego palanta. Odwróciłam się zrezygnowana do parapetu i zgarnęłam
z niego książkę i torbę. Miałam teraz w planach trening i to z tym idiotą na
drugim boisku. Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, za jakie grzechy treningi drużyn
koszykarskiej i piłkarskiej odbywały się w tym samym czasie? I to jeszcze na
tym samym boisku? Jakim cudem, to miało mieć sens? Chociaż w głowie trenera
Gaia, sens miało noszenie grubych, zielonych dresów i pomarańczowych
ocieplaczy. Latem.
Ruszyłam smętnym
krokiem do drzwi, za którymi przed chwilą zniknął brunet i rzuciłam groźne
spojrzenie grupce lasek, które próbowały mnie ubić wzrokiem. Jak zwykle odwróciły
głowy, patrząc wszędzie, byle nie na mnie. Typowe. Wywróciłam oczami, mijając
je bez słowa. Już czułam masę plotek, puszczoną przez to kółko różańcowe.
Jeszcze dorzućcie do tego blond-zdzirę, znaczy byłą Uchihy, która swoją
frustrację po zerwaniu wyładowuje na mnie i jego kochanego, młodszego
braciszka, mordującego mnie wzrokiem przy każdej możliwej okazji. Jak nic moje
szkolne życie było o wiele bardziej upierdliwe przez tego palanta.
Przeszłam do
holu sali i skierowałam się do damskiej szatni. Kto w ogóle wymyślił tę
idiotyczną teorię, że zielony kolor uspokaja? Te ściany
tylko bardziej popsuły mi humor swoim radosnym odcieniem. One i oczywiście ten
bęcwał, który ponownie pojawił się w obrębie mojej widoczności.
— Coś się
stało, krasnalu? — Uchiha wyszedł z szatni obok. Nie mógł sobie
darować konfrontacji. Przecież nie przeżyłby takiej okazji. Co było z nim nie
tak!? — Aż tak się cieszysz, że znowu mnie widzisz?
— Jasne.
Tak bardzo, że aż mam ochotę przybić ci piątkę. Krzesłem w twarz. — Uśmiechnęłam
się słodko i skrzyżowałam ręce na piersi. — Ale na razie wystarczy mi
piłka i porządny strzał.
— Tylko
nie potknij się o nią, gdy będziesz mnie podziwiać na boisku. — Zmierzył
mnie spojrzeniem, którego nie powstydziłby się nie jeden zboczeniec. — Szkoda
byłoby obić ten tyłek.
— Och,
Uchiha, chyba już to przerabialiśmy. Nie jestem tobą, żeby przyrżnąć głową w słup
kosza. — Przewróciłam oczami i ruszyłam do szatni, zostawiając tego
palanta na zewnątrz.
***
Chyba każdy
facet w tej parszywej szkole zgodziłby się z tym, że uniformy naszych piłkarek
to najlepsze, co sobie trenerzy wymyślili. Króciutkie zielone spodenki i
krótkie białe topy w zielone paski działały na wyobraźnię, jak płachta na byka.
Niestety, Nateko i te jej małe piłkareczki były moją zmorą. Gorszych warunków
do treningu, nie mogłem sobie wymyślić. Drużyna śliniła się na ich widok, zupełnie
ignorując ćwiczenia. Próbowałem wywalczyć u trenera jakieś zmiany, ale za każdym
razem tłumaczył, że nie ma lepszego terminu na treningi obu drużyn. Chociaż nie
powiem. Te ich ćwiczenia rozciągające wyglądały całkiem ciekawie. Odszukałem w
tłumie małego uchodźcę, ledwo sięgającego mi do klatki piersiowej i złapałem
jej wzrok.
Dziewczyna
zmrużyła gniewnie oczy i prychnęła pod nosem, odwracając się do jakiejś
blondyny. Zarzuciła przy tym włosami, spiętymi w koński ogon. Uśmiechnąłem się
pod nosem i ponownie skupiłem się na swojej drużynie.
Rozejrzałem się
po całym składzie Akatsuki i to, co zobaczyłem autentycznie bolało. Byliśmy do
cholery po dwudziestu minutach meczu treningowego, a oni wyglądali, jakby przeżyli
co najmniej cały kwalifikacyjny i to z Suną. Pokiwałem głową w irytacji. Tylko
Rekin i Dei byli w dobrej formie, ale i oni ledwo zipieli. Kisame nawet nie
zablokował mojego wsadu, co było dla niego bardziej niż możliwe.
A właśnie, mówiąc
o wsadzie. Mina Nateko była bezcenna. Koteczek patrzył na to z rozdziawioną buźką,
co wyglądało naprawdę komicznie. Ten krasnal może i działał mi na nerwy, ale
droczenie się z nią, chyba zaczynało zahaczać o status mojego hobby, a to jak
się złościła było po prostu urocze.
Skierowałem
wzrok na drugą stronę boiska i ponownie odszukałem ją wzrokiem. Właśnie
zgrabnie wymijała jedną z dziewczyn i podała do dziewczyny Deia. Skupiłem się
bardziej na ich grze, zauważając coś ciekawego. Te dwie działały ze sobą w
idealnej synchronizacji. Chwilę po pierwszym podaniu, piłka wróciła do Nateko,
a zaraz potem znowu do Sasaki. Kiedy już myślałem, że Yumiko strzeli, ta
sprytnie podała piłkę koteczkowi, którego nikt nie krył, a bramkarka nie miała
szans uratować sytuacji. Chyba znalazłem powód ich wybicia się wśród żeńskich
składów w naszej szkole. Te dwie były podporą drużyny. Co prawda Ten Ten również
im dorównywała, ale ta synchronizacja, to było coś niezwykłego. Nawet w naszej
drużynie nie można było znaleźć takiego duetu. Jeszcze chwilę poprzyglądałem się,
jak biega po boisku, by zaraz wstać i rozpocząć drugą część meczu. W końcu nie
mogłem być gorszy od koteczka.
*
Otarłem pot
wierzchem koszulki. Druga połowa dała mi popalić, nie było co się oszukiwać.
Przez wakacje kondycja spadła mimo codziennych biegów i to o wiele bardziej,
niż mógłbym się spodziewać. Brakowało mi porządnych treningów. Posłałem chłopaków
do szatni i zgarnąłem piłkę, żeby poćwiczyć osobiste, ale gdy odwracałem się do
kosza, moją uwagę przykuła pewna osóbka w zbyt krótkich szortach. W dodatku
pochylająca się właśnie nad piłką.
Uchodźca chował
sprzęt do magazynu. Uśmiechnąłem się półgębkiem i rzuciłem do kosza znajdującego
się zaraz obok niej. Podskoczyła, kiedy piłka uderzyła w parkiet zaraz za nią.
Odruchowo ją złapała, by potem odwrócić się do mnie i posłać mi mordercze
spojrzenie.
— Co jest
z tobą do cholery nie tak? — warknęła, podchodząc do mnie w zatrważająco
szybkim tempie.
— Ach,
kotek wybacz. Pomyliłem twój tyłek z tarczą, ale coś mi dzisiaj cel nawala. — Mrugnąłem
do niej, poprawiając gumkę na włosach. Miałem ochotę ją sprowokować i odegrać
małe jeden na jeden.
— Słuchaj — mruknęła,
przymykając oczy. Oho, koteczek chce podrapać? — Albo teraz zejdziesz
mi z oczu, albo postaram się, żeby twoja kochana piłeczka, perfidnie zmiażdżyła
ci nos. Wybieraj.
— A mogę
zaznaczyć kwadracik z opcją „Oddam ci piłkę i będę podziwiać, jak rzucasz, bo
sama tego nie potrafię.”? — Skrzyżowałem ręce na piersi i obserwowałem
furię, przechodzącą przez jej twarz. Wygrałem.
— Nie
potrafię, mówisz? — wycedziła, unosząc głowę. Zaraz po tym wyciągnęła
ręce w górę i nie odrywając całych stóp od parkietu, wyrzuciła piłkę. No proszę,
koteczek wiedział, jak wygląda rzut osobisty? A to coś nowego. Powiodłem
wzrokiem za trajektorią lotu piłki i ku mojemu zdziwieniu, zobaczyłem jak wpada
prosto do kosza za mną.
— To
potrafi każdy głupi, kotek — powiedziałem, spokojnie wytrzymując jej
tryumfalny wzrok. — W meczu jeden na jeden nie miałabyś ze mną szans,
krasnalu.
— Chcesz
się przekonać, dupku? — Skrzyżowała ręce na piersi i popatrzyła na
mnie wyzywająco. O tak, o to mi właśnie chodziło. — To dawaj.
Wyminęła mnie
i porwała piłkę, stając trzy metry od kosza.
— Mam
robić za obrońcę?
— A ty
nadajesz się do czegoś innego? — Posłała mi zadziorny uśmiech. — No
dawaj Uchiha. Mamy dwadzieścia minut zanim trener upomni się o klucz do
magazynu.
Parsknąłem śmiechem,
ale ruszyłem na wyznaczone miejsce. Nateko zwinnie mnie wyminęła, ale nie spałem
i doganiając ją, zagrodziłem jej drogę do kosza. Trzeba przyznać, że szybka była.
Wycofała się, cały czas kozłując piłkę i popatrzyła na kosz za mną, mrużąc
zabawnie oczy.
— Co
jest, kotek? Zabawa już ci się nie podoba?
— Przymknij
się, Uchiha i podziwiaj. — Ruszyła o wiele szybciej, niż za pierwszym
razem i w mgnieniu oka wykonała dwutakt. W dodatku trafiła. To w ogóle było możliwe?
— Proszę,
proszę. — Złapałem piłkę i posłałem jej zaciekawione spojrzenie. — Od
kiedy to kotek umie liczyć do dwóch?
— Nie
wiesz, że urodziłam się z koszem w genach, dupku? — Wytknęła język w
moją stronę i położyła ręce na biodrach.
— Zobaczymy,
jak poradzisz sobie na obronie, krasnalu — mruknąłem i ruszyłem na
miejsce. Nateko zrobiła to samo, ale ja, ignorując jej wyzywający wzrok, skoczyłem
w górę i z łatwością wrzuciłem piłkę do kosza.
— Widzisz?
Mówiłem, że nie masz szans.
— O nie,
Uchiha, to było nieczyste zagranie — warknęła, podchodząc bliżej.
Potem bez
jakiegokolwiek ostrzeżenia podcięła mnie. Zrobiła to tak gwałtownie, że nie zdążyłem
złapać równowagi, w wyniku czego runąłem prosto na nią. Zdążyłem tylko podeprzeć
się jedną ręką, żeby jej nie zmiażdżyć i podsunąłem drugą pod jej głowę, żeby
nie rozbiła jej sobie o parkiet. Jej ręce za to ściskały moją koszulkę, pchając
mnie przy tym w górę. Cholera jasna, mało brakowało, a posądzono by mnie o
sabotowanie żeńskiej drużyny piłkarskiej.
Nateko otworzyła
oczy, które dotychczas zaciskała i zmniejszyła nacisk na mój tors, jednak nadal
w swoich małych piąstkach ściskała materiał mojej koszulki. Zamarłem wpatrując
się w jej tęczówki. Ciemny odcień brązu, mienił się teraz w świetle lamp, przez
co w jej oczach tańczyły jasne ogniki. Ten widok był interesujący, jeśli dodać
do tego brak wrogości w spojrzeniu, co było dla mnie rzadkością. Po kilku
minutach oderwałem od nich wzrok i popatrzyłem na jej pełne ust. Drgnąłem
niespokojnie, gdy zobaczyłem jak przygryza wargę i poczułem wyraźnie każdy
skrawek jej ciała, przyciśnięty do mojego tam, gdzie nigdy nie powinny się
zetknąć. Nateko może była cholernym uchodźcą i pewnie gdybym zrobił to, o czym
myślałem, dostałbym w twarz dwa razy mocniej, niż od niejednego faceta, ale była
też zgrabną dziewczyną, która miała, co trzeba, tam gdzie trzeba. I leżała właśnie
pode mną. To zdecydowanie nie była bezpieczna sytuacja. W końcu byłem facetem.
Przymknąłem powieki i spróbowałem wyrównać oddech. Cholera, miałem ochotę ją
pocałować i to tak ogromną, że potrzebowałem naprawdę sporych zapasów swojej
samokontroli, żeby się w końcu podnieść i podać jej rękę.
Te piękne, brązowe
tęczówki wpatrywały się we mnie z nieukrywanym szokiem i chyba domieszką
strachu, którego nie potrafiłem zrozumieć jeszcze przez dłuższą chwilę. Wtedy
przyszło mi na myśl, jak bardzo niewinna i bezbronna była ta dziewczyna w porównaniu
ze mną.
Potrząsnąłem głową.
Chyba potrzebowałem psychiatry. Przecież ten krasnal rzucił we mnie kiedyś
glanem. Glanem, Itachi! Ogarnij dupę! Za cholerę nie była wtedy bezbronna. Już
prędzej zabójcza. A jednak, coś w jej oczach, jakiś cień, na chwilę zakłócił tę
siłę i pewność siebie, która zawsze z nich biła. To było intrygujące.
Nateko zamrugała
szybko w momencie, w którym zaczynałem wątpić w jakąkolwiek reakcję z jej strony
i już chciałem sprawdzać, czy mimo wszystko nie uderzyła o parkiet. Ujęła
niepewnie moją dłoń, więc pociągnąłem ją w górę, ale nie puściłem. Przyjrzałem
jej się badawczo, pochylając się przy tym w dół. Ta natychmiast cofnęła głowę i
wyszarpnęła dłoń z mojej ręki.
— W porządku? — spytałem
chcąc upewnić się, że wszystko dobrze z jej powaloną główką. Ten strach, był u
niej niespotykany.
— Tak — szepnęła
i odkaszlnęła, odwracając się w stronę wyjścia. — Dzięki.
I wyszła,
zostawiając mnie samego z otwartym magazynem i mętlikiem w głowie. Pięknie.
Koniec dnia godny uchodźcy.
***
Szybko wyszłam
z sali i niemal biegiem wpadłam do szatni, zatrzaskując za sobą drzwi. Ja nie
mogę, co to miało być? Serce waliło mi o wiele szybciej niż powinno i zdawałam
sobie sprawę z tego, że to ani przez morderczy trening, ani przez ten chwilowy
bieg. Przyłożyłam dłonie do ciepłych policzków, przeklinając pod nosem.
Cholera jasna,
myślałam, że ten wsad nad Kisame wybił mnie wystarczająco z rytmu, ale potem
szanowny pan Uchiha postanowił podskoczyć tuż przed moimi oczami. Ten pieprzony
szary materiał się podwinął i zobaczyłam te jego pieprzone mięśnie! Noż
cholera, już wtedy czułam rumieńce. Piękna twarz, piękne ciało, koszmarny
charakter. Czemu to zawsze musi być święta trójca przystojnego faceta?
W dodatku te
jego czarne oczy. Za cholerę nie przemyślałam tego podcięcia i mogłam przysiąc,
że gdyby nie Uchiha, sama w życiu bym się nie podniosła. Na chwile wróciły
wspomnienia, które mnie sparaliżowały. Zamiast twarzy Uchihy, widziałam jego twarz.
I mimo, że to wspomnienie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło, nie mogłam się
ruszyć. Dlaczego? Ano, przez te jego oczy, które świdrowały moje, żeby potem
zjechać na usta. Przez chwilę naprawdę chciałam, żeby przestał się na nie gapić
i mnie pocałował. Czułam, jak czerwień wypala mi skórę na policzkach. Świrowałam.
Potrząsnęłam głową,
porwałam swoje ciuchy, w pośpiechu je na siebie zarzucając i chyba pierwszy raz
w życiu tak szybko zasznurowałam glany. Z szatni wystrzeliłam niczym rakieta,
kierując się prosto do wyjścia. Wypadłam z budynku i odetchnęłam świeżym,
jesiennym powietrzem. Lekki mróz szczypał w policzki, co okazało się dla mnie
wybawieniem. Był środek października, a temperatury powoli zaczynały dawać
popalić. Znaczy popalić, to dawały zwykłym ludziom, do których ja się nie
zaliczałam. Mnie w dwudziestostopniowym mrozie wystarczyła skóra i cienki
szalik.
Ochłonęłam
trochę i rozejrzałam się po podjeździe. Stało na nim kilka aut nauczycieli i
uczniów, którzy odbywali kary lub mieli zajęcia klubowe. Wypatrzyłam Chargera
Uchihy i odetchnęłam z ulgą, nie widząc go na horyzoncie. Miałam na dzisiaj
dosyć konfrontacji z nim, a to, że nie musiałam go już oglądać ani tu, ani
przed domem, poprawiło mi humor. Podeszłam do swojego kochanego Mustanga i czym
prędzej odjechałam z parkingu.
*
— Czekaj,
czekaj. — Yumi wzięła szklankę z drinkiem i ruszyła do salonu, gdzie
klapnęła na kanapie. — Najpierw się z tobą droczył, potem wyzwał na
mecz, a na końcu praktycznie uratował twoją głowę przez rozbiciem o parkiet.
Dobrze to zrozumiałam, tak?
— Mniej
więcej — wymruczałam, maczając usta w whisky z colą i lodem. To była
chyba jedyna rzecz poza muzyką i Nymerią, która pomagała mi opanować nerwy. — Ale
jestem pewna, że zrobił to tylko i wyłącznie po to, żeby uratować swoją dupę.
— Czy wy
do jasnej cholery, nie możecie wytrzymać jednego dnia bez darcia kotów?! — warknęła
blondynka, mrużąc na mnie gniewnie oczy. Oho, chyba byłam zagrożona.
— To
Uchiha zaczął — odparłam infantylnie. Serio to powiedziałam? Od kiedy
moje argumenty nie przekraczały poziomu przedszkolaka? Pieprzony koszykarz. To
jego wina. Jego i tego cholernego kaloryfera na brzuchu.
— A ty to
ciągniesz. — Yumi popatrzyła na mnie jadowicie i już wiedziałam, że
to mi się oberwie, a nie temu palantowi. — Zachowujecie się, jak
pieprzone dzieci. Wsadzić was do piaskownicy? Jeszcze tylko łopatek i wrogich
fortów z piasku wam brakuje.
— Co ja
ci poradzę na to, że mieszkam obok skończonego kretyna? — Serio, co
dzisiaj ze mną było? Żadnego sensownego argumentu, zupełnie jakbym była pijana.
Popatrzyłam podejrzliwie na bursztynowy płyn. Nie, to nie możliwe, wzięłam
dopiero dwa łyki.
— Ale ty
to wszystko zaczęłaś — mruknęła, odwracając wzrok do telewizora. — To
ty rok po twoim powrocie stwierdziłaś nagle, że Uchiha to zło konieczne i
chociaż nie można go tępić, trzeba ogniem zwalczać ogień. Trzy lata już tak po
sobie jeździcie, końcówkę gimnazjum i całe cholerne liceum. Dziewczyno, nawet
wszyscy nauczyciele poza Kaszalotem, boją się was rozdzielać, a uczniowie po
prostu spieprzają na bezpieczną odległość i oglądają widowisko.
— Zaraz
tam tępić — wymamrotałam pod nosem. — Wystarczy kulka w łeb
i po sprawie.
— Yoru,
do cholery!
— No, co? — odparłam
buńczucznie. — Taka prawda. Jakby go odstrzelić, byłoby po problemie.
— Załamujesz
mnie dziewczyno. — Yumi pokiwała głową, ale na jej twarzy zagościł
delikatny uśmiech. Jest, uratowana! — Czekaj, chwile. Co ty właściwie
do niego czujesz?
— Poza
nienawiścią? Nic. — Zmrużyłam oczy, obserwując jej twarz. W mózgu
tego chochlika tworzyło się coś, co z pewnością mnie się nie miało spodobać.
— Na
pewno? — Yumi uśmiechnęła się chytrze, a mnie zrzedła mina. — Czy
ty czasem na niego nie lecisz?
Dosłownie mnie
zamurowało. Ta mała menda zaczęła się śmiać, prawdopodobnie widząc moją minę,
bo chyba musiała być ciekawa. Dobra, może Uchiha był przystojny, ale powtórzę
już chyba setny raz. To był cholerny dupek. To, że moje ciało reagowało na
niego tak, a nie inaczej, nie znaczyło, że coś do niego czułam. Prawda? Nie,
nie czułam, nie ma mowy.
— Co ty
dzisiaj brałaś? — warknęłam, biorąc porządnego łyka mojej kochanej
whisky.
— Żałuj...
Żałuj, że nie... Że nie widziałaś swojej miny. — Starała się mi
zakomunikować, pomiędzy napadami śmiechu.
— Przymknij
się — mruknęłam i dopiłam do końca alkohol. — To nie jest śmieszne.
Serio się pytam, czym się nafaszerowałaś, bo zaczynasz majaczyć.
— Nic nie
brałam. — Przetarła oczy, pozbywając się łez i spojrzała na mnie z głupkowatym
uśmiechem. — Po prostu tak to z boku wygląda. Ciągnie was do siebie.
— Nie mów,
że Kenji coś ci sprzedał? — warknęłam, coraz bardziej zirytowana jej
zachowaniem. — Mówił skurwiel przecież, że przyjaciołom nie
sprzedaje.
— I nie
sprzedał, idiotko. — Yumi dopiła drinka i odstawiła szklankę na
stolik. —Stwierdzam fakty.
— Mam poważne
wątpliwości, biorąc pod uwagę twój stan psychiczny. — Jej komórka
zabrzęczała i byłam pewna, że przez ten uśmiech nabawi się szczękościsku. Żeby
tak reagować na wiadomość od faceta. Rany, co się dzieje z tymi nastolatkami?
— Dei już
jest. — Porwała swoją kurtkę z fotela i skierowała się do drzwi.
Podniosłam swój leniwy tyłek i poszłam za nią. — Weź się zastanów nad
tym, co mówiłam. Serio tak to wygląda z boku.
— A ty więcej
nie ćpaj. — Przytuliłam ją i zamknęłam za nią drzwi.
Popatrzyłam
chwilę na smycz, a potem zawołałam Nymerie. Wilczur niemal na mnie wskoczył,
gdy zobaczył, jak się ubieram. Kochałam ją. Ta duża futrzasta przytulanka, była
ze mną od ponad pięciu lat i zawsze poprawiała mi humor, gdy coś było nie tak.
Skoro już musiałam sobie cos przemyśleć, mogłam zabrać ją na spacer. Zawsze to
jakaś korzyść dla nas obu.
Zasznurowałam
glany, zarzuciłam na siebie kurtkę i przyczepiłam smycz do obroży. Wyszłam z
domu, nie zamykając go i skierowałam się do parku. Hiro miał wrócić za jakieś
piętnaście minut, a dzięki Panterom nikt podejrzany nie zapuszczał się w te
okolice. Klucz nie był konieczny. Przeszłam szybko przez ulicę i weszłam między
drzewa, gdzie puściłam Nymerie luzem, a sama wyciągnęłam papierosy i zapalniczkę.
Od kiedy wróciliśmy z bratem ze Stanów, coraz częściej po nie sięgałam. No,
dobra. Już w podstawówce byłam, chwila... Jak to mówiła moja polonistka? A tak,
byłam „trudnym i niereformowalnym dzieckiem”, ale od tej trucizny trzymałam się
z daleka, w przeciwieństwie do innych dzieciaków, które próbowały zgrywać
dorosłych. Jednak, kiedy mama umarła na raka, a tata wysłał nas z powrotem do
Japonii, moje nerwy coraz częściej były zszargane, a papierosy robiły za słaby
substytut psychotropów. Bo tak, miałam depresje. Matka byłoa jedną z niewielu
osób, na których mi zależało. Kiedy zmarła byłam jeszcze słaba, nie potrafiłam
radzić sobie z problemami. Gdyby nie Yumi i zasady Kenjiego, skończyłabym jak
te wszystkie ćpuny, w tutejszych melinach. Wciągnęłam dym głęboko w płuca i
zaczęłam głowić się na dzisiejszymi wydarzeniami, nie spuszczając przy tym
Nymeri z oczu. Za często lubiła znikać, skubana.
Powoli
przestawałam rozumieć samą siebie. Po tamtym wydarzeniu starałam
się unikać każdego Uchihy, ale ten palant postanowił się do mnie przyczepić. To
zamieniło się w otwartą wojnę, a my zaczęliśmy dorastać w tej nienawiści. Tyle,
że każde z nas się zmieniało i to nie tylko pod względem fizycznym, ale i
psychicznym. Jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym, przez co Itachi zamknął
się w sobie, jak ja po śmierci mamy. Zaczął traktować ludzi z dystansem, zerwał
z Yamanaką i mimo swojej rosnącej popularności, wycofał się w cień na tyle, na
ile pozwalała mu na to pozycja kapitana Akatsuki. A z jego chęciami pozwalała
bardziej, niż normalnie można by przypuszczać. Za to ja w końcu przestałam
beczeć. Zrozumiałam, że łzy tak naprawdę gówno mi dadzą, a depresja, przez którą
wtedy przechodziłam zaczęła powoli znikać. Fakt, że zaczęłam palić i pić więcej
niż wcześniej, a stosunki z Hiro pogorszyły się jeszcze bardziej, ale wyszłam z
tego. Zrozumiałam, że to nie była moja wina, a ja nadal mogłam żyć jak zwykła
nastolatka. Między nami też zdarzało się coraz mniej poważnych wojen. Nie
powiem, że zdegradowaliśmy tę liczbę do zera, ale coraz mniej ze sobą walczyliśmy.
Już od dłuższego czasu nie pogryźliśmy się o błahostkę, a ja zaczęłam nawet
lubić te małe kłótnie, dopóki Uchiha nie wytaczał ciężkiej artylerii, jaką był
on sam. Bo w sumie wychodziło na to, że podobał mi się, chociaż jednocześnie
miałam już w planach z pięć scenariuszy na morderstwo uchodzące za popełnione w
afekcie. Powoli zaczynałam wątpić w swoje zdrowie psychiczne i ludzie mogli mówić,
że dramatyzuje, ale miałam do tego podstawy w postaci przeżytej depresji. Możliwe,
że wcale się nie wyleczyłam.
Odłożyłam na
bok te wątpliwości i zastanowiłam się nas słowami Yumi. Czy Uchiha mi się
podobał? Kategoryczne nie. Ten wredny charakter dyskwalifikował go w każdym możliwym
aspekcie. Czy podobała mi się jego buźka? Tak, bo i po co miałabym kłamać sama
przed sobą? W końcu do najbrzydszych nie należał. Czy byłabym w stanie,
kiedykolwiek się do tego przyznać? Za żadne skarby tego parszywego świata. To,
co stało się na treningu, było czystym przypadkiem, kłopotliwym epizodem, o którym
musiałam zapomnieć, tak jak zapomniałam o śmierci mamy, nienawiści brata i tym
cholernym sukinsynu. Zadrżałam na myśl o nim. Wcale nie chciałam
wracać do niego wspomnieniami, skoro udało mi się uwolnić od tego człowieka,
ale czasem to było silniejsze ode mnie. Taka skaza zostaje na człowieku, na całe
życie i tylko od niego zależy, czy cały czas będzie się zadręczał okolicznościami,
w jakich została mu nadana. Może to było głupie, ale czasami musiałam to zrobić,
żeby przypomnieć sobie, jak naprawdę funkcjonuje ten świat. Bez tego zatraciłabym
się w różowym, cukierkowym raju, gdzie największym problemem jest wybór
sukienki na bal maturalny.
Prychnęłam pod
nosem. To, jak niektórzy ludzie postrzegali społeczeństwo, było zatrważające.
Połowa z nich nie przyjmowała do świadomości, że po tym świecie chodzą mordercy
i gwałciciele, a to, że politycy to egoistyczne szuje, było wręcz tematem tabu.
Ci pierwsi byli tylko wyimaginowanymi postaciami, stworzonymi na potrzeby filmów
i książek, a kochani przywódcy świata, najwspanialszymi ludźmi, jakich można by
sobie życzyć na tych stanowiskach. Może to wydawało się trochę, a nawet bardzo
przesadzone, ale tacy ludzie istnieli, tworząc grupę o dość sporej liczebności
i zasięgach.
Nagle moje
rozmyślania o, że tak za przeproszeniem się wyrażę, spierdoleniu świata,
przerwał charakterystyczny dźwięk glanów uderzających o piach. Kilka kroków
przede mną Nymeria stanęła na środku ścieżki, postawiła uszy i zaczęła warczeć
z łbem skierowanym wprost w mrok uliczki, do której się kierowałam. Podeszłam
do wilczura i złapałam za jej obrożę nie chcąc trafić na policję za to, że mój
kochany pies zagryzł jakiegoś nieszkodliwego przechodnia. Jednak kiedy postać
weszła w snop światła, rzucanego przez ostatnią w tej alejce latarnię, Nymeria
natychmiast zmieniła postawę. Przestała warczeć i spróbowała ruszyć w przód, a
jej ogon zaczął uderzać o moje udo. Cholera jasna, bolało. Zacisnęłam mocniej dłoń
na obroży, ale zaraz puściłam ją, niestety spokojna, o życie przechodnia. Wywróciłam
oczami i patrzyłam, jak mój ukochany pies mnie zdradza, bratając się z wrogiem.
Bo oczywiście nie mogłam spotkać tam nikogo innego, jak nie starszego z braci
Uchiha. Serio, życie naprawdę mnie nie kochało. Mówiłam, że uderzenia ogona
Nymeri o moje udo bolały? Zmieniłam zdanie. Patrzenie, jak mój pies zabiega o
uwagę i chociażby jedną pieszczotę tego palanta, bolało o wiele bardziej.
— No
proszę, Nateko. — Usłyszałam jego głęboki głos i zaraz się spięłam.
Cholera, co to miało być? — Kto by pomyślał, że cię tu spotkam.
— To jest
park, idioto — warknęłam. — Tu się na ogół spotyka ludzi,
wiesz? Tym bardziej na spacerach z psami.
— Ale
bardzo rzadko spotyka się kotka z fajką w dłoni i to o tej porze — mruknął,
drapiąc wilczura za uchem. Zdrajczyni. — Od kiedy palisz, krasnalu?
— To cię
raczej nie powinno interesować. — Złapał za obrożę Nymeri i podszedł
z nią do mnie, chociaż byłam pewna, że to nie było konieczne. Ten zdradziecki
pies, poszedłby za nim nawet w ogień.
— Ale
interesuje. — Przekrzywił zabawnie głowę, unosząc brew w górę. —Pierwszy
raz widzę cię z papierosem.
— A ty skąd
się tutaj wziąłeś? — spytałam, zmieniając temat. Nie musiał wiedzieć,
że zaczęłam palić w okresie, w którym omal się nie pozabijaliśmy. Za szybko łączył
fakty, a ja nie miałam ochoty na niewygodne pytania.
— Kiedyś
trzeba popracować nad kondycją, kotek. – Zmrużył oczy i pomachał mi słuchawkami
przed nosem. — Biegałem i myślę, że tobie też by się to przydało.
Jeszcze ci te zgrabne nóżki przestaną pracować z taką precyzją.
— Nie mów
tak do mnie, dupku — warknęłam, przejmując obrożę tej psiej
zdrajczyni. — I przestań mnie prześladować wzrokiem na treningach, zboczeńcu.
— Te
wasze stroje, to raczej mi tego nie ułatwiają, kotek. Myślałem, że w bieliźnie
nie da się grać, ale zaskakujesz mnie coraz częściej. — Uśmiechnął się
złośliwie, a ja nabrałam jeszcze większej ochoty, żeby mu przywalić.
— My
przynajmniej gramy — mruknąłem, patrząc na niego spod byka. — Te
twoje panienki chyba dawno piłki nie trzymały.
— Oj,
kotek. Myślisz, że nie widziałem, jak pożerałaś mnie wzorkiem, przy tamtym wsadzie? — Pochylił
się w moją stronę, a ja głupia zamiast się cofnąć, gapiłam się w te czarne,
roześmiane oczy. — Lecisz na mnie.
— Chyba w
twoich snach, Uchiha. — Zmrużyłam powieki, obserwując jego ruchy.
— Kotek,
po co się okłamujesz? — Najnormalniej w świecie zabrał mi papierosa,
zaciągnął się i wypuścił dym prosto w moją twarz. A ja nic nie powiedziałam.
Widok palącego Uchihy był tak szokujący, że nie wiedziałam, co miałabym
powiedzieć. — Gwarantuje ci, że do końca szkoły, wyznasz mi swoją miłość.
Mogę się o to założyć.
Po tych słowach, nawet nie czekając na moją odpowiedź, wcisnął w uszy słuchawki
i pobiegł w stronę osiedla. Świetnie, zapieprzył mi fajkę i zwiał, zostawiając
ciemną nocą w parku z Nymerią i ostatnim papierosem w paczce. Od kiedy, do
cholery zachowywał się jak ja? Popatrzyłam na wilczura, który wyrywał się w
jego kierunku i westchnęłam ciężko. Przypięłam Nymeri smycz, odpaliłam, co
zostało i smętnym krokiem skierowałam się do domu, zapisując w głowie, żeby
rano kupić paczkę. Pieprzony Uchiha. Ja wyznam mu miłość? Prędzej piekło
zamarznie, a świnie zaczną latać.Od autorki: Ohayo!
Rozdział chciałabym zadedykować Yumi! Gdyby nie ona, cały plan wydarzeń poszedłby w pizdu. Dziękuje psychopatko Ty moja ^^
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i zachęcił do poznania całej historii. Jak już wspominałam, jest to szkolny romans. I to nie tak, że pierwszy raz piszę taki tekst, ale można powiedzieć, że pierwszy raz pozwalam sobie na taką swobodę, więc modlę się, żeby nie raził was w oczy. Dwójeczka już w drodze, a trójeczka tworzy się w głowie. Rozdziały planuję wstawiać średnio, co dwa tygodnie, a jeśli się nie wyrobię to do trzech mam nadzieję zdążyć.
Zapraszam do komentowania i Pozdrawiam cieplutko ^^
Kyaaaaaaaa Itaś jest taki kawaii jak wkurza Yoru ^^ Jego nie da się nie kochać, nawet jakby był najgorszym kretynem, dupkiem czy dziwkarzem XD i tak nic to nie zmienia, pomijając oczywiście fakt, że w porównaniu do niego yoruś jest małym elfem XD ehhhh tacy to nie mają lekko w starciu z olbrzymami XD no, ale cóż..... widać, że yoruś, ten nasz mały uchodźca radzi sobie nawet z takimi ludźmi. I dobrze XD Dowodzi to tego, że małe też potrafi być niebezpieczne :P
OdpowiedzUsuńWracając do fabuły myślę.... myślę.... myślę, że zapowiada się na coś co na pewno nie będzie "tylko" szkolnym romansem. Nawet wiem to, że tak nie będzie :3, więc ten no nie będę się wypowiadać na ten temat bo tajemnica powiernika-współpracownika mnie zobowiązuję XD Przysięgam milczeć :3
Chciałabym to widziec jak Yoru pierdolnęła glanem itasia XD to by było przepiękne :D hehhehe Itaś byłby zdezorientowny XD I te jego słowa: "Gwarantuje ci, że do końca szkoły, wyznasz mi swoją miłość. Mogę się o to założyć.", on chyba za bardzo nie rozumie z kim próbuje wygrać XD ,ale zostawmy mu tę satysfakcję i nie doszukujmy się głębi skoro to dopiero pierwszy rozdział ^^
Oglądanie GoT po nocach? Skąd ja to znam XD ale żeby zaraz brać to za pornol?! Nie no chamstwo po prostu. Co on sobie wgl myśli?! XD Że jak jest się dziwkarzem to można się wymądrzać? Co to to nie. Nie z nami te bajery Itaś :)------> taktyczna buźka wpierdolka XD
Hai ^^ chochlik melduje się na stanowisku i już ma gotowy plan działania :3 Czytając tamten fragment cały czas miałam banana na twarzy XD A pytanie o ćpanie zwaliło mnie z nóg XD Przecież wiesz kochanie, że ja cały czas jestem na haju XD Ehhh tego się nie da wyleczyć...
Zastanawia mnie tylko ten ON. Kim on do cholery właściwie jest skoro przywraca niemiłe wspomnienia?! Te wszystkie kłótnie z bratem rozumiem, ale Ten typ jest podejrzany -.- Zobaczymy co z tego wyniknie -.- tyle powiem.
Heheheh ^^ przezorny zawsze ubezpieczony :3 polecam sie na przyszłość ;p i dziękuję za dedykację uchodźco *.* <3
Ps. Z góry przepraszam za wszystkie błędy :3
Hyhyhy Yumiś, to rzeczywiście najdłuższy komentarz w Twoim życiu XD Kocham Cię normalnie <3
UsuńYhym, nie da się nie kochać mówisz? ^^ A ja wiem, że jeszcze będziesz mi na niego klnąć :P Za dobrze Cię znam XD
Fakt, nawet coś o tym wiemy -.- Ale jakoś cza sobie radzić^^
Ciiii, co mi tu ostrzegasz. To tylko romans, nic więcej -.- A kysz ze spoilerami XD Już ja Cię trzymam za słowo :3
Ech, mniej więcej tak, jak, [spoiler alert!], Yoru, Kibe w War XD No może mocniej :D Hyhyhyhy, się Uchiha zawiedzie, a może nie??? Kto to wie. A, no tak, ja ^^
Co nie? GOT czasem prześladuje za bardzo XD Dołączam się do buźki wpierdolki ^^
Oj no wiem wiem XD Twój całoroczny haj przydaje się na War^^ Cinek coś za dobry towar ci podsyła XD A propo, jak tam jego stream? hyhyhy
On? Ten. Tamten. A może tamten. Kto to wie? ^^
Ależ proszę Cię bardzo. AYM? mogło przepaść bez Ciebie. Dzięki Ci piękne jeszcze raz Yumiś ^^ <3
Co nie? Sama nie wierzę, że dałam radę taki napisać O.o
UsuńEh w sumie to masz rację, na pewno będę klnąć XD
Tia bycie małym to zmora ale kto powiedział, że bycie niskim nie ma swoich plusów ^^
Siedzę cicho. Nic nie mówię. :3
Ale pierdolnięcie glanem tam a tutaj to są dwie różne sytuacje XD "Oni" się tego nie spodziewali XD
Buźka wpierdolka rządzi XD
Cinek? Z tego co wiem to nic mi nie sprzedał, ale mógł coś dosypać do harbaty XD Jego stream? Nic nie mów XD
Tajemniczy koleś mnie intryguje..... -.-
Ależ proszę Yoruś *.* <3
Hiahiahiahia fakt "Oni" nie wiedzieli. Chociaż w sumie mogli się tego spodziewać. W końcu Saso ich ostrzegł, znaczy czerwona lama -> tak jakby XD
UsuńAle Itachi też mógł^^ W końcu znał Yoru^^
Ano niech intryguje ^^ [hyhyhy, tego w planie u Cb nie było^^ kya wygrałam życie :D]
Kocham Cię za to normalnie ^^
Ehhh ja ci mówię to wszytko wina procentów XD
UsuńMoże mógł, ale może ten jedyny raz Yoru była szybsza niż sobie to wyobrażał XD (no poza meczem 1 na 1 ^^ tam też pokazała co potrafi)
Tak teraz ta nieświadomość nie da mi spać XD
Ja ciebie też koffam uchodźco ^^
Chyba musimy się pilnować. Ta rozmowa o "nich" zaczyna się wymykać spod kontroli. Jeszcze nam ktoś tu zawędruje z War i dostanie spoiler XD
UsuńMożliwe, możliwe ^^
Hyhyhy, będę potworem, jak powiem, że dobrze Ci tak? :P
Chochliku^^
Tiaa to wykracza poza racjonalne myślenie XD Lepiej siedzieć cicho XD
OdpowiedzUsuńOsz tyyyy.....
Krasnalu ^^
^^
UsuńJA TU WRÓCĘ. Jak tylko ogarnę szkołę i Olimpiadę, spodziewaj się mnie, koleżanko. xD Dla Itachiego zrobię wszystko. <3
OdpowiedzUsuńA tak wgl to przyszłam powiedzieć, że Twój blog dołączył do Ministerstwa FF o Naruto. Zapraszamy do zgłaszania nowych rozdziałów.
Pozdrawiam.
PS. JA TU WRÓCĘ. XD
Hahaha^^. W takim razie czekam <3
UsuńJestem ;-) Sam temat wydaje się nieco oklepany. Mamy dwójkę nastolatków, którzy się nienawidzą, a wiadomo, że kto się czubi, ten się lubi. Ciągnie ich do siebie i gdy już do czegoś dojdzie, to będzie się działo. Wierzę, że pociągniesz opowiadanie tak, aby było ciekawie i zostało na długo w pamięci. Pomysł z Itachim jako głównym bohaterem bardzo mi się podoba. Po prostu lubię gościa, choć będę musiała oswoić się z jego charakterem.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i chęci do pisania :-)
Ohayo :) To prawda, że temat jest oklepany, ale postawiłam sobie za zadanie napisanie sztampowej historii tak, żeby jednak dało się to lubić. Mam nadzieję, że nie zawiodę ^^
UsuńDziękuję za komentarz :3
W sumie to nasze opowiadania mają coś wspólnego. U mnie w LL Itachi też jest koszykarzem i zarówno kapitanem drużyny Akatsuki. Po przeczytaniu Twojego posta nabrałam ochoty i pomysłów na pisanie swojej historii. Może będziesz moim motywatorem, aby zasiąść i dalej pisać :-)
UsuńKyaaa LL <3 hyhyhyh to teraz wiem, czemu inny sport mi do niego nie pasował XD To przez Ciebie^^ Chyba zaszczepiłaś we mnie tą koszykówkę u niego.
UsuńNo cóż mam począć. Itachi to urodzony koszykarz :-) Mi pasował do tego sportu i fajnie, że ktoś podziela moją opinię. Tylko nie rób z niego totalnego buca :-P
UsuńTsaaaa -> nerwowy śmiech. Eeeee, nie obiecuje XD
UsuńAle fakt, urodzony koszykarz ^^
DEFINITYWNIE TO OPOWIADANIE STAŁO SIĘ MOIM ULUBIONYM W CAŁEJ BLOGSTREFIE!
OdpowiedzUsuńA oto argumenty potwierdzające, że pokochałam opowieść od samego początku.
Po pierwsze Akatsuki.
Po drugie Itachi.
Po trzecie Itachi grający w kosza.
Po czwarte Itachi słuchający metalu.
Po piąte główna bohaterka z genialną osobowością!
Po szóste główna bohaterka, która jeździ Mustangiem <33333333
Po siódme główna bohaterka, która czyta Kinga.
Po ósme główna bohaterka, która ogląda Grę o tron.
Po dziewiąte styl pisania.
Po dziesiąte zabójcze poczucie humoru!
Kobieto, pisz! Pisz, publikuj! Chce jak najwięcej czytać o tym duecie!!! Pozdrawiam, życzę weny i czasu wolnego, aby rozdziały były najczęściej jak to tylko możliwe!
O matko, nie wiem co powiedzieć. Witam na blogu ^^
UsuńDziękuję za taki komentarz. Aż zachciało mi się rzucić w pizdu procesy transportowe i pisać ^^ (ech, głupi sprawdzian -.-)
Ktoś kto lubi kosza, metal, Mustangi, Kinga i GOT-a w jednym??? O.o Matko, już Cię kocham, kobieto :D
Fajnie, że podoba Ci się styl pisania i poczucie humoru, bo naprawdę nie byłam ich pewna -> trochę sobie tu pozwoliłam dodać mojej psychozy XD I dziękuję za tą genialną osobowość -> myślałam, że będzie irytować ^^
Ucieszy Cię, jak powiem, że sporo scenek z dalszych wydarzeń jest napisane? Niedługo będę łączyć to w całość, więc i pisanie następnych rozdziałów powinno pójść sprawnie ;3
Dziękuję za komentarz i życzonka. Postaram się pisać w każdej wolnej chwili ^^
Czeeeeekam na ten rozdział! Czekam i czekam i się doczekać nie mogę!
UsuńMałe problemy z weną, ale dzisiaj to się ruszy ^^ (nie bij)
UsuńIron Titanium Dart - TITAN - Titanium Arts
OdpowiedzUsuńIron titanium kadangpintar darts titanium damascus knives dart titanium build with an innovative design and a unique design designed for darts titanium carabiners that are titanium framing hammer a perfect match for any sports